Tytuł: Niewolnicy snów. Część I
Autor: Dominika Budzińska
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Martika, wraz z rodzicami przeprowadza się ze Szkocji, z ukochanego, małego miasteczka na południe Anglii. Dziewczyna, z początku zagubiona i stęskniona za dawnymi znajomymi, z czasem nawiązuje bliski kontakt z jednym z chłopaków w jej nowej szkole - Scottem. Razem odkrywają, że czują do siebie więcej niż przyjaźń, jednak okazuje się, że nastolatek skrywa tajemnicę, której za wszelką cenę nie chce zdradzić dziewczynie. Tymczasem Martika zaczyna miewać dziwne i niepokojące sny, które wydają się mieć dziwny związek z sekretem Scotta. Czy dziewczyna rozwiąże zagadkę? Co tak naprawdę jest snem, a co rzeczywistością?
Dominika Budzińska, zaczynała swoją karierę jako marketingowiec, a potem przez długi okres czasu była związana z firmą medialną. Jej powieść, wydana nakładem Warszawskiej Firmy Wydawniczej, była marzeniem autorki, które w końcu się spełniło.
Debiuty to książki, do których mimowolnie mam uprzedzenia i nie chodzi tu tylko o doświadczenia z przeszłości, które od razu, przy okazji sięgania po te pozycje, nasuwają mi się na myśl, ale także o recenzentów, którzy nierzadko sceptycznie odnoszą się do autorów, którzy są nowi na rynku. Czasami jednak, zdarza mi się trafić na powieść wybitnie mnie intrygującą - taką, która mimo dość niepewnego źródła (no bo w końcu nie znamy opinii na temat wcześniejszej twórczości autora) czymś mnie zachęca do lektury. Wtedy staram się niezależnie od tematyki dać książce szansę, i tak też było w przypadku "Niewolników snów".
Ta lektura, przede wszystkim kusi potencjalnego czytelnika okładką. Graficy wykonali kawał dobrej roboty, bo ciemne kolory, tajemnicza para na okładce i księżyc, który w pewnym sensie rozświetla drogę tej dwójce, kroczącej po drodze, ma w sobie coś niepokojąco znajomego. Przynajmniej dla mnie. Tak, jakby ta okładka przedstawiała historię, o której kiedyś już słyszałam i teraz tylko przypominam ją sobie, na podstawie tej ilustracji.
W środku, historia rozpoczyna się wraz z momentem przybycia głównej bohaterki do nowego miejsca. I już po paru stronach wyłapałam pewną rzecz, którą następnie cechowała się książka - brak opisów. A przynajmniej takich, które nadałyby niektórym wydarzeniom trochę tajemniczości, grozy, rozwinęłyby nieco wątki. Często zauważam ten błąd, gdy mam przyjemność zaznajamiać się z twórczością debiutujących pisarzy i zastanawiam się, coraz poważniej, z czego on wynika. Z jednej strony podejrzewam, że jest to brak doświadczenia, z drugiej jednak, mam wrażenie, że autor pragnie początkowo uwiecznić swój pomysł na stronach jak najprędzej i w efekcie wychodzi to trochę sztucznie, jakby zaczynał jeden wątek, przerywał i znowu do niego powracał.
Wracając jednak do tej historii, była ona, wbrew pozorom bardzo dobrze pomyślana. Może przedstawiona, momentami, nieco chaotycznie, ale ciekawa i cokolwiek by nie powiedzieć, wciągająca. Autorka kierowała sytuacją bohaterów bardzo umiejętnie, dzięki czemu wszystko toczyło się dość spójnie. Miałam jedynie wątpliwości do zakończenia, trochę niejasnego, ale w sumie, jeżeli Autorka ma plan pisać kolejne powieści, mam nadzieję, rozwinie nieco wątek uczucia głównych bohaterów, które co by nie powiedzieć, w zakończeniu przybiera dość niespodziewaną postać.
Wyznaję, może dość dziwną zasadę, ale uważam, że bez ciekawych bohaterów, nie ma ciekawej książki. Bo jednak, co by nie było, jak już cały pomysł na pisanie się wyczerpie, zawsze można podciągnąć poziom lektury za pomocą bohaterów. Tutaj, niestety, ten poziom został przez nich znacznie zaniżony. Wszyscy byli zbyt cukierkowi i jednolici, nastawieni jakby na system - jest dobrze, wszyscy się cieszymy, jest źle, wszyscy się smucimy. Co prawda były momenty, w których szczególnie polubiłam któregoś z bohaterów, ale na ogół, niezbyt przypadli mi do gustu.
Jednak, kiedy miałam przyjemność korespondować z Autorką, już w pierwszych słowach, napisała mi, że jest to powieść dla młodszych czytelników, dlatego nie każdemu może ona przypaść do gustu. Zatem wszem i wobec pragnę tylko, po lekturze, potwierdzić słowa autorki - tak, ta pozycja zdecydowanie przeznaczona jest dla młodszej grupy wiekowej, jednak cokolwiek nie odradzam jej także starszym - im polecam nastawić się na lekką, niewymagającą powieść, która po prostu ich wciągnie, ale nie będzie wybitna.
Dlatego definitywnie stwierdzam, że powieść Dominiki Budzińskiej, jak na debiut prezentuje się całkiem nieźle. Największym atutem jest pomysł, który rzeczywiście jest zaskakujący i intrygujący. Oczywiście, język jest inną sprawą, nad którą moim zdaniem także można by jeszcze trochę popracować, ale to jest już tylko drobna uwaga, którą, mam nadzieję, Autorka weźmie sobie do serca podczas (mam nadzieję) pisania kolejnych dzieł.
Za egzemplarz książki, serdecznie dziękuję Autorce, Dominice Budzińskiej :)
No, no, zapowiada się coś ciekawego. :D Zwłaszcza dla mnie. :3
OdpowiedzUsuń~Księżycowa Pani
Fiu fiu już wiem czego szukać :D
OdpowiedzUsuńPs.: Co się stało z notką o Celaenie? Gdy chce wejść w link z notką pisze, że ta strona nie istnieje :(
Już powinna się wyświetlać - blogger dziwnym trafem najpierw ją opublikował a następnie zmienił na wersję roboczą - wybacz :)
UsuńW porządku nie przejmuj się :) Problemy przytrafiają się nawet najlepszym :D
UsuńJuż zamieściłam swoje zachwyty w napisanych przeze mnie wypocinach ;)
Muszę zdobyć tę pozycję, bo już sama okładka mnie intryguje, a w dodatku debiut polskiej autorki, mnie przyciąga.
OdpowiedzUsuńOkładka jest ładna, ale powieść raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńRaczej nie planuję po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńPomysł też mnie kusi, ale obawiam się nieco wykonania i tych, jak sama to określiłaś, przesłodzonych postaci. Brak opisów rzeczywiście jest nagminny u debiutantów.
OdpowiedzUsuń