czwartek, 28 stycznia 2016

Nadchodzi koniec wojny? [Kosogłos. Część 2 - film]

źródło
Tytuł: Igrzyska śmierci. Kosogłos. Część 2
Reżyseria: Francis Lawrence
Gatunek: Science - Fiction
Obsada:
Jennifer Lawrence - Katniss Everdeen
Josh Hutcherson - Peeta Mellark
Liam Hemsworth - Gale Hawthorne
Woody Harrelson - Haymitch Abernatchy
Julianne Moore - Prezydent Alma Coin

Katniss Everdeen wraz z przyjaciółmi, znajdują schronienie w 13 dystrykcie, w którym przygotowują się na odwet skierowany przeciwko Kapitolowi. Za cel, postawili sobie przerwanie dyktatorskich rządów Snowa - prezydenta całego Panem, odpowiedzialnego za śmierć tysięcy ludzi. Katniss nie chce jednak być jedynie symbolem propagandy, tytułowym Kosogłosem, pokazywanym w telewizji i mediach, jako symbol rebelii. Dlatego wraz z grupką najbardziej zaufanych osób wyrusza do Kapitolu, by raz na zawsze doprowadzić rządy Snowa do końca. Czy bohaterskiej dziewczynie, która "igrała z ogniem" uda się raz na zawsze przywrócić pokój w państwie ogarniętym wojną? Czy kosogłos na zawsze pozostanie symbolem nadziei i wolności?

Uwaga! W recenzji mogą pojawić się spojlery dotyczące treści filmu/książki!


źródło
Do recenzji, jak sami widzicie, zabierałam się dość długo. Znaczy się, naprawdę długo, bo w końcu premiera filmu miała miejsce 20 listopada, a ja zabrałam się za pisanie krótko przed Nowym Rokiem, ale wciąż miałam coś innego do zrobienia/napisania i stąd to opóźnienie. Do tego dochodzi jeszcze inna kwestia - myślałam, że ocena ostatniej części ekranizacji słynnej trylogii pani Collins będzie dosyć jednoznaczna, jednak od kiedy tylko wyszłam z kina, nie mogłam się zdecydować, co też powinnam w niej napisać. Dlatego, mimo długiego czasu, który upłynął od premiery filmu, nie będę ukrywać, że zapewne moja recenzja będzie nieco chaotyczna - podobnie jak moje odczucia względem filmowej wersji Kosogłosa. Części 2.

źródło
Zacznijmy od samej fabuły - z pewnością twórcom nie można zarzucić, że w jakikolwiek sposób zlekceważyli wydarzenia rozgrywające się w powieści. Chociażby ze względu na fakt, że ostatnia część trylogii, została przez reżysera podzielona na dwie części, daje pewną przewagę, w postaci możliwości dokładnego przedstawienia akcji Kosogłosa. I rzeczywiście, tak właśnie jest. Nie można także odmówić ekranizacji świetnych efektów specjalnych, a także dynamizmu, którego tak bardzo zabrakło mi w ostatniej części trylogii Suzanne Collins. Skoro jest tak świetnie, to czego tak naprawdę się czepiam?

źródło
No właśnie i tutaj przechodzimy do sedna sprawy. Mimo tego, że do zarzucenia pierwowzorowi książkowemu miałam wiele, zdecydowanie nie mogłam odmówić mu jednego - emocjonalnej końcówki. Parędziesiąt ostatnich stron to była istna mieszanina szoku i niedowierzania, na którą warto było czekać, wynudzając się przez resztę książki. I na tym polu, niestety, film zawiódł. Spodziewałam się, że podczas sceny śmierci Prim, będę ryczeć jak głupia, tymczasem ten moment nawet mnie nie wzruszył. Śmierć Snowa? Miała być satysfakcja i radość, spodziewałam się też po prawdzie, trochę lepszego wykonania przez aktorów, ale przede wszystkim - za mało było w tym wszystkim takiego realizmu, jakie miały w sobie poprzednie części.

źródło
Nie jestem jednak kompletnie na nie - Jennifer Lawrence jak zwykle czarowała kreacją Katniss. Aktorkę cenię sobie także za inne jej role, które widziałam co prawda epizodycznie, ale zdążyłam zauważyć, że ma ona w sobie spory potencjał aktorski i trzymam kciuki, aby dalej rozwijała się w tym kierunku, w jakim się rozwija. Zawiódł za to całkowicie Josh Hutcherson. Jakoś nigdy nie lubiłam zbytnio tego aktora, ale całkowicie rozczarował mnie w finalnej części Kosogłosa. Zero zaangażowania w graną postać, jedynie końcowa scena wyszła mu naprawdę dobrze. Reszta - powiedziałabym, na bardzo średnim poziomie. Myślę, że sporo do życzenia miała także gra aktorska Liama Hemswortha, który, podobnie jak Hutcherson, grał kompletnie bez życia i weny. Chyba jedyną postacią, która jak zwykle wnosiła nieco życia na ekran był Haymitch grany przez genialnego Woddy'ego Harrelsona, jednak poza tym, nie czuję, że głębiej w pamięć zapadła mi jakakolwiek postać.

Pomijając aktorów, warto skupić się na efektach specjalnych i scenografii. Bardzo podobały mi się sceny kręcone pod ziemią, w tunelach, które z pewnością do najłatwiejszych do wykonania nie należały, ale moim zdaniem, bardzo opłacało się poświęcić im tyle uwagi. Z pewnością nadrabiają wymienione wyżej minusy, bo dzięki świetnemu montażowi, widz ma wrażenie, jakby razem z bohaterami wędrował wszystkie te kilometry po to, by finalnie stawić czoła otwartej wojnie z Kapitolem.
źródło
Ponownie także mogę zapewnić Was, że będziecie walczyć razem z Katniss, uciekać wraz z garstką ocalonych z Dystryktu 13, czy knuć i spiskować przeciw znienawidzonemu dyktatorowi. O ile w niektórych (moim zdaniem - kluczowych) momentach brak klimatu, typowego uprzednio dla Igrzysk śmierci o tyle w innych jest go wręcz za dużo (o ile to w ogóle możliwe).

Z pewnością ostatnia odsłona filmowej wersji powieści Suzanne Collins miała w sobie nieco melancholii, a przynajmniej dla tych, którzy na bieżąco śledzili premiery poprzednich części, z niecierpliwością wyczekując dalszych przygód naszego kosogłosa. Nie powiem, że i ja sama nie czekałam z niecierpliwością na finał serii, bo tak rzeczywiście było, chociaż nie zaprzeczam również, że już po pierwszej części kinowej wersji finału trylogii czułam lekki przesyt. Teraz jednak, jestem jednocześnie usatysfakcjonowana i zmartwiona faktem, że to już koniec przygody, którą każdy fan Igrzysk Śmierci przebył z Katniss Everdeen.

Oczywistym jest, że każdy fan trylogii powinien, a nawet musi obejrzeć finałowy film przygód Katniss Everdeen. Podejrzewam, że większość z Was już to uczyniła, tym jednak, którzy się wahają, nie odradzam nawet kupna wersji DVD (kiedy się ukaże), bo w końcu warto postawić ekranizację Kosogłosa. Części 2 obok innych filmów na półce. Moim zdaniem jednak, były rzeczy, które mogły pójść zdecydowanie lepiej i za które, czego nie ukrywam, jestem zła na reżysera i obsadę. Myślę jednak, że jakoś przełknę te moje sympatie i antypatie i sama, gdy już wypatrzę wersję na płycie, zakupię ją sobie, chociażby bo to, by dumnie stała obok innych w rządku i przypominała melancholijnie o całej przygodzie, jaką przeżyłam wraz z Katniss Everdeen i innymi trybutami.

źródło

poniedziałek, 25 stycznia 2016

"Złe dziewczyny nie umierają" Katie Alender

źródło
Tytuł: Złe dziewczyny nie umierają
Autor: Katie Alender
Wydawnictwo: Feeria Young

Alexis dopiero po czasie zauważa, że jej młodsza siostra Kasey już nie przypomina małej, kochanej dziewczynki, jaką niegdyś była, ze swoimi dziwnymi, aczkolwiek nie nadzwyczajnymi natręctwami. Teraz, mimo upływu czasu, dziewczynka dalej tak samo podchodzi zarówno do ulubionych zabawek, jak i dawnych przyzwyczajeń. To, co niegdyś było normalne, zaczyna zmieniać się w niepokojące. Alexis stara się dociec, co dzieje się z młodszą siostrą, w między czasie dowiadując się więcej o różnorodnych, miejscowych tajemnicach. Odkrywa także, że w jej domu zaczaiło się zło, czyhające na młodszą siostę nastolatki, a jedyną osobą, która będzie w stanie podjąć walkę o Kasey jest Alexis.

Katie Alender to kolejna autorka, która ze słynnego nurtu Young Adult, w którym większość powieści to romanse, napisane w podobnej, jeśli nawet nie tej samej konwencji, postanowiła zboczyć na trochę inną tematykę. Złe dziewczyny nie umierają to powieść, która ma w sobie trochę ze wszystkiego: horroru, romansu, czy typowego Young Adult, Pytanie tylko, czy z połączenia tych wszystkich motywów może wyjść dobra książka?

Jak się okazuje - jak najbardziej tak. Autorka, mimo że nie ma zbyt dużego doświadczenia w pisaniu, potrafi świetnie wykreować całą historię, jednocześnie wciągając czytelnika coraz bardziej w świat bohaterów. Nie mogę zaprzeczyć, że jest w tej powieści coś takiego, co sprawia, że kartki przewracają się niemal same, a my coraz bardziej i bardziej wciągamy się w świat Alexis i Kelsey.

Akcja powieści pani Alender jest niezwykle dynamiczna, rzec można, że nawet nie jesteśmy w stanie się zorientować, a kolejne wydarzenia już mają miejsce, nowe wątki są wplatane do fabuły, a stare znowu nabierają na ostrości. Nie ma ani jednego momentu nudy, tajemnice w miarę trwania fabuły nawarstwiają się, a dziwne zjawiska przybierają na sile. Co ogromnie mnie zaskoczyło, nie zabrakło także momentów grozy. Nie powiem, że bałam się wrócić do lektury powieści, ale miejscami dreszcze przebiegały mi po plecach. zwłaszcza, kiedy na jaw wychodziły dawne sekrety, czy tajemnicze fakty, które tylko potęgowały napięcie na kartach powieści.

Autorkę pochwalić można również za świetną kreację bohaterów. Alexis to typowa outsiderka, bardziej obserwatorka niż osoba, która czynnie bierze udział w wydarzeniach. Nie waha się jednak postawić wszystkiego na jedną kartę, kiedy idzie o zdrowie i życie jej bliskich. Poza tym, Katie Alender wprowadziła do książki bardzo niewielki, niemniej ciekawy motyw fotografii, będącej wielką pasją głównej bohaterki. Wykorzystała go bardzo sprytnie, wplatając w fabułę całej powieści, co było naprawdę ciekawym i intrygującym motywem.

Tym, czego oczywiście w książce nie mogło zabraknąć, był wątek romantyczny. Chyba jednak spokojnie mogę przyznać, że relacja między Carterem i Alexis nie była wymuszona, ani potraktowana z góry, jako idący w jednym kierunku romans. Owszem, nie mogę zaprzeczyć, że nie brak w powieści momentów z udziałem tej dwójki, ale autorka postarała się, by nie było one zbyt nachalne i nie wychodziły na pierwszy plan.

Książkę czyta się naprawdę szybko, choć to chyba domena tego gatunku. W końcu czym byłby powieści z nurtu Young Adult jeśli nie wciągającymi lekturami na (dosłownie) jeden wieczór? Mimo początkowego momentu wahania względem tej powieści, nie żałuję decyzji jej lektury. To książka dobra dla wszystkich fanów chociażby kultowej "Wypowiedz jej imię" Jamesa Dawsona, która mi osobiście kojarzy się z dobrą książką młodzieżową z nutą dreszczyku, który nadał jej klimat i pozwolił utrzymać czytelnika w napięciu aż do samej (niezwykle emocjonującej) końcówki. Podobnie jest ze "Złe dziewczyny nie umierają", więc jeśli mamy tutaj fanów powyżej wspomnianej powieści, to powinni oni z pewnością sięgnąć po lekturę Katie Alender.

"Złe dziewczyny nie umierają" to dobra, pełna zwrotów akcji, miejscami nieco przerażająca powieść, której lekturę warto sobie zafundować podczas dnia wolnego. Tematyką wybija się nieco z typowego nurtu Young Adult, a biorąc pod uwagę dość ciekawe pióro autorki, z całą pewnością mogę zapewnić, że warto czekać na kolejne jej powieści.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Feeria Young


wtorek, 12 stycznia 2016

Zapowiedzi książkowe na styczeń 2016

Hej wszystkim!

Nie rozpisując się zbytnio, zapraszam na mały przegląd noworocznych perełek wydawniczych - a uwierzcie mi, jest po co biec do księgarni!

Tytuł: Pięć sposobów na upadek
Autor: K.A. Tucker
Wydawnictwo: Filia
Data premiery: 20 stycznia 2016
Liczba stron: -

Z książkami tej autorki nie miałam jeszcze okazji się zapoznać - i wedle wielu recenzji w blogosferze, mam czego żałować. Fani powieści Tucker z pewnością za to wyczekują czwartego tomu serii Dziesięć płytkich oddechów, a mi samej pozostaje nadrobić czytelnicze zaległości.

Tytuł: Zanim zniknęła
Autor: Jane Shemilt
Wydawnictwo: Amber
Data premiery: 12 stycznia 2016
Liczba stron: 352

Thrillery to raczej nie moja bajka, ale muszę przyznać, że do lektury Zanim zniknęła  zachęca genialna okładka. Bardzo podoba mi się jej kolorystyka, a po przeczytaniu opisu powieści stwierdzam, że może być naprawdę ciekawie. Obym się tylko nie zawiodła!


Tytuł: Ocalić Daringham Hall
Autor: Kathryn Taylor
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 13 stycznia 2016
Liczba stron:  288

Kathryn Taylor kojarzę głównie z tegorocznych targów krakowskich, na których też zainteresowałam się jej twórczością. Nie skusiłam się jednak na zakup Powrotu do Daringham Hall, czego obecnie bardzo żałuję. Mam jednak nadzieję, że uda mi się jak najprędzej nadrobić zaległości, a fanów historii Kate i Bena z pewnością ucieszy wiadomość o kontynuacji książki!

Tytuł: Ta dziewczyna
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: W.A.B
Data premiery: 13 stycznia 2016
Liczba stron: 384

Mam nadzieję, że wszyscy, którzy to czytają, wiedzą kim jest Colleen Hoover. Jeśli nie, to pozycje takie jak Hopeless, Losing Hope, Maybe Someday musicie nadrobić jak najprędzej, bo ta autorka to mistrzyni grania na emocjach - czytelnika, rzecz jasna. Z jej serią wydaną nakładem wydawnictwa W.A.B nie miałam się jeszcze okazji zapoznać, ale bardzo chcę nadrobić braki - zwłaszcza, że liczne źródła donoszą, że to takie same bomby emocjonalne jak wyżej wymienione perełki.


Tytuł: Kuracja samobójców
Autor: Suzanne Young
Wydawnictwo: Feeria Young
Data premiery: 13 stycznia 2016
Liczba stron: 448

Ja już mogę nazywać się szczęściarą, bowiem zarówno to cudeńko, jak i Złe dziewczyny nie umierają jest już w moich rękach, a ja wręcz nie mogę się doczekać, by poznać dalsze losy Sloane i Jamesa. Young porusza w swoich powieściach temat samobójstwa i próby walki z rozprzestrzeniającą się plagą nastolatków odbierających sobie życie. Czy jednak całkowicie udaną próbą? Tego dowiecie się sięgając po powieści tej autorki - gorąco zachęcam!

Tytuł: Porwana Pieśniarka. Księga I trylogii Klątwy
Autor: Denielle L Jensen
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data premiery: 13 stycznia 2016
Liczba stron: -

Powieść typowo dla mnie - fantasy w najczystszej postaci, z równie genialną okładką. Czarownice, trolle, podziemne miasta - to jest coś dla mnie, a ja zdecydowanie zbyt długo nie sięgałam po ogromną dawkę fantastyki, za którą obecnie niezmiernie tęsknię. I być może dlatego właśnie bardzo chętnie sięgnę po Porwaną pieśniarkę.


Tytuł: Gregor i klątwa stałocieplnych
Autor: Suzanne Collins
Wydawnictwo: IUVI
Data premiery: 13 stycznia 2016
Liczba stron: 382

Cały czas trudno mi połączyć nazwisko Suzanne Collins z tą serią. Chyba po prostu w moją świadomość tak mocno wrosły Igrzyska śmierci, że ciężko mi przywyknąć do tego, że autorka postanowiła teraz pójść w stronę fantasy. Nie miałam jeszcze możliwości zapoznać się z Kronikami Podziemia, ale mam nadzieję, że ten stan rzeczy zmieni się wkrótce.



Tytuł: Królowie Przeklęci. Tom III
Autor: Maurice Druon
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 11 stycznia 2016
Liczba stron: 608

Historia i ja nigdy nie byłyśmy za pan brat, ale od czasu, kiedy zapamiętale oglądam losy szkockiej królowej Marii Stuart w serialu Reign coraz bardziej zaczynają kręcić mnie te wielkie intrygi polityczne. Królowie Przeklęci to kolejna trylogia, która zachęca - raz, niesamowicie intrygującym opisem, a dwa, jeszcze lepszymi okładkami. 


Tytuł: Złe dziewczyny nie umierają
Autor: Katie Alender
Wydawnictwo: Feeria Young
Data premiery: 13 stycznia 2016
Liczba stron: 360

Wcześniej wspomniana już nowość od wydawnictwa Feeria Young, za którą zabrałam się natychmiast po tym, jak do mnie dotarła. Zaczyna się dość... zwyczajnie, ale mam szczerą nadzieję, że akcja się jeszcze rozkręci!



Tytuł: Akademia Pennyroyal
Autor: M.A. Larson
Wydawnictwo: Mamani
Data premiery: 13 stycznia 2016
Liczba stron: 314

Opis książki przywodzi na myśl Akademię Dobra i Zła Sonana Chainani, ale jednak po dokładnym przeczytaniu opisu, zapowiada się bardziej powieść fantasy, niż typowo baśniowa powieść, jak to miało miejsce w przypadku książki Chainaniego, Wzmianka o podobieństwie do baśni braci Grimm wygrała z początkowym niezdecydowaniem i teraz z chęcią zapoznałabym się z twóczością M.A. Larson. 

Tytuł: Pretty Little Liars. Mordercze
Autor: Sara Shepard
Wydawnictwo: Moondrive
Data premiery: -
Liczba stron: 344


Co do tej książki, to zamieszczam ją w sumie bardziej z sentymentu, niż faktycznej ciekawości. Nie czytałam wszystkich części PLL, ale pamiętam, że dość często trafiały one do moich zapowiedzi książkowych, a ze względu na to, że mam za sobą trzy części serii jestem mniej więcej zaznajomiona z samą tematyką historii. I muszę przyznać, że przez pierwsze paręnaście odcinków serialu i 2 - 3 książki ta fabuła była rzeczywiście intrygująca, ale teraz jest już zdecydowanie bardziej irytująca.

A na jakie książki Wy czekacie w tym miesiącu?

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Podsumowanie - grudzień 2015

Cześć wszystkim!

Zapraszam Was bardzo serdecznie na podsumowanie minionego miesiąca :)

Zdecydowałam się, że nie będę fundować Wam podsumowania całego minionego roku, a to dlatego, że ciężko by mi było zdecydować się na swoich książkowych faworytów 2015, głównie dlatego, że uważam, że tych dobrych i wciągających pozycji było naprawdę wiele i nie ma zbytnio sensu na siłę wybierać najlepszych. Przeczytałam ok. 65 - 70 książek, co jak na mnie jest wynikiem dosyć dobrym. Oczywiście w tym roku będę się starała nie pogorszyć, aczkolwiek, biorąc pod uwagę ilość obowiązków, planów, rzeczy do zrobienia - cóż, będzie ciężko.

Jeśli zaś chodzi o grudzień 2015 - wyniki nie są specjalnie zadowalające, ale w związku z tym, że skupiłam się bardziej na innych rzeczach niż czytanie, jakoś ujdą ;) Oby tylko ten miesiąc był lepszy!

Książki przeczytane w grudniu:

1. Podaruj mi miłość wydanie zbiorowe
2. Zbuntowani C.J.Daugherty
3. Następczyni Kiera Cass
4. Ta książka cię kocha PewDiePie [recenzja]

Posty opublikowane w tym miesiącu (poza powyższymi):

1. Recenzja Pojedynku Marie Rutkoski
2. Recenzja Odrodzonej C.C. Hunter
6. Recenzja Zimy koloru turkusu Cariny Bartsch

Filmy obejrzane w tym miesiącu:

1. Quantum of Solace
2. Bardzo poszukiwany człowiek
3. Selma

Ze zdobyczy grudniowych, książek nie ma sporo, bo zażyczyłam sobie trochę inne rzeczy na prezenty świąteczne, ale 3 książki w stosiku są:


1. Folwark zwierzęcy George Orwell [lektura, ale zaskakująco dobra i wciągająca, mimo początkowej niechęci względem tematu]
2. Ścieżki młodości Io Sakisaka [pierwsza manga w mojej kolekcji - zobaczymy, czy przerodzi się to w miłość do japońskich komiksów!]
3. Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań Wydanie zbiorowe [prezent świąteczny ode mnie dla mnie - uwielbiam takie zbiory opowiadań!]

I to by było na tyle kochani - zarówno ja, jak i mały, biały model na poniższym obrazku przesyłamy buziaki i mamy nadzieję, że u Was też śniegu trochę napadało ;)

piątek, 8 stycznia 2016

"Ta książka cię kocha" - PewDiePie

źródło
Tytuł: Ta książka cię kocha
Autor: PewDiePie (Felix Kjellberg)
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza K.E. Lieber

Ostatnio stwierdziłam, że mam ochotę poczytać jakiś ciekawy poradnik, a że akurat otrzymałam maila od Księgarni Matras - zdecydowałam się zaryzykować i sięgnęłam po powieść autorstwa PewDiePie, czyli szwedzkiego youtubera, który zasłynął m.in. z komentowania gier komputerowych na swoim kanale. I tak jak znam go trochę z nielicznych filmików komediowych, które również zamieszczał, tak nie spodziewałabym się nigdy ujrzeć jego książki na rynku. Zdecydowałam się sięgnąć po lekturę... i jakie są moje przemyślenia?

źródłó
Przede wszystkim, ciężko owoc pracy Kjellberga nazwać książką, lekturą, czy powieścią. Już od pierwszych stron, z łatwością możemy zobaczyć, że to po prostu zbiór różnego rodzaju obrazków i motywujących tekstów, w których autor łamie nieco utarte schematy, zamieniając znane myśli, na własne myśli. Ciężko mi więc tutaj cokolwiek oceniać, jako że nie będę negować cytatów zamieszczonych w "Ta książka cię kocha", muszę jednak przyznać, że jeśli to jedyne, na co stać szwedzkiego youtubera, to chyba nie chcę mieć więcej do czynienia z jego książkami.

Cóż, według wielu opisów, ta powieść ma motywować do zmian i refleksji, poprzez kreatywność i zawarte w niej myśli. Co jednak ma wspólnego motywacja z kolorowymi obrazkami i zamieszczonymi na nich krótkimi tekstami? Ciężko nawet powiedzieć, czy są one w jakiś sposób zabawne, refleksyjne, czy przerażające. Więc albo mi trudno zrozumieć humor tej pozycji (bardzo możliwe) albo po prostu "Ta książka cię kocha" zawiera mało trafne teksty.

Przykro to przyznać, ale jak dla mnie "Ta książka cię kocha" to po prostu kasowy hit, napisany z myślą o... właściwie nawet nie wiem kim. Nastolatkach? Cóż, mi z pewnością ta pozycja do gustu nie przypadła, być może jedynie prawdziwi fani PewDiePie nie poczują się zawiedzeni. Z resztą, jak na jakość książki, jej cena dosłownie zwala z nóg, a wszystkim radzę te pieniądze przeznaczyć na co innego, niż 256 mało śmiesznych żartów i rysunków.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Księgarnie Matras