sobota, 30 maja 2015

Kto pragnie przystąpić do Próby Żelaza?

Tytuł: Magisterium I. Próba Żelaza
Autor: Cassandra Clare, Holly Black
Wydawnictwo: Albatros

Callum Hunt już od dawna wie, że magia istnieje. Wie także, że nie jest wcale tak fantastyczna, jak wszyscy przypuszczają. Kiedy więc przychodzi czas, aby zmierzyć się z Próbą Żelaza, egzaminem, który ma zadecydować, czy Call dostanie się do słynnej szkoły magii, Magisterium, chłopak jest zdeterminowany aby oblać. Niestety, los bywa przewrotny i nastolatek, mimo usilnych starań zdaje egzamin. Nowa szkoła jest miejscem nieobliczalnym i niebezpiecznym, jednak równocześnie niesamowicie fascynującym. Czy Call odkryje jej tajemnice?

Holly Black i Cassandra Clare to dwie popularne autorki książek młodzieżowych. Ta pierwsza znana jest przede wszystkim z współtworzenia serii "Kroniki Spiderwick", druga natomiast z książek o rasie Nocnych Łowców, serii "Dary Anioła" i "Diabelskie Maszyny". Poznały się podczas jednego ze spotkań autorskich Holly Black i po wielu latach przyjaźni zdecydowały się napisać swoją pierwszą, wspólną serię, która będzie opowiadać o magii, niebezpieczeństwie i tajemnicach, czyli "Magisterium".

"A któż by chciał być człowiekiem? Ludzkie serce można złamać. Ludzkie kości zmiażdżyć. Ludzką skórę rozedrzeć."


"Próba Żelaza" na pierwszy rzut oka może się wydawać powieścią przeznaczoną dla młodszych odbiorów. Tak też z początku i ja postrzegałam tę pozycję. Zarówno ze względu na baśniowo - fantastyczną okładkę, jak i dość naiwnie zapowiadający tę książkę opis. Byłam jednak niemal pewna, że za tą słodką otoczką, będzie się kryło coś więcej, chociażby dlatego, że autorkami są Holly Black oraz Cassandra Clare. Szczególnie ta druga pani znana jest z mrocznego, przesiąkniętego złem świata jaki stworzyła w swojej serii o Nocnych Łowcach. Dlatego też po "Próbę Żelaza" sięgałam z wielkim entuzjazmem, bo wiedziałam, że połączenie pomysłów obu tych autorek okaże się czymś naprawdę dobrym. Szczęśliwie, nie zawiodłam się na mojej intuicji i mogę z czystym sumieniem polecić Wam tę pozycję.

Czytaliście już zapewne niejednokrotnie książki napisane przez wielu autorów. Czy nie często widać w takich pozycjach różny styl pisania? Ja doświadczam tego niemal za każdym razem, kiedy sięgam po takie pozycje. Możecie więc sobie tylko wyobrazić, jakie było moje zaskoczenie, kiedy po skończeniu lektury zdałam sobie sprawę, że pozycję czyta się tak, jakby napisała ją jedna osoba. Jest to oczywiście cecha pozytywna, bo łatwiej jest nam skupić się na rozgrywających się wydarzeniach, niż na nieustannym śledzeniu zmiany stylu pisania. Zapewne, zasługą tak jednolicie napisanego tekstu w "Próbie Żelaza" są podobne upodobania gatunkowe autorek - w końcu i jedna i druga pisała o fantastycznym świecie.

Autorki stworzyły bardzo wciągającą historię, której wątki łączą się w samej końcówce książki tworząc bardzo udany, spójny i zaskakujący finał. Byłam zaskoczona, ilością informacji na temat świata przedstawionego, jakie Holly Black i Cassandrze Clare udało się przedstawić na stronach tej książki. Magisterium było na tyle realistyczne, że w niektórych momentach czułam, jakby dzieliła mnie od niego mała odległość, a do trójki głównych bohaterów przywiązałam się z taką łatwością, że po skończeniu pozycji, jeszcze przez długi czas zastanawiałam się nad ich dalszymi losami.

Myślę, że wielu osobom, które lekturę tej książki mają już za sobą, pozycja może przypominać nieco sławnego "Harry'ego Pottera" J.K.Rowling. Czemu? Szkoła magii, w której czarodzieje uczą się, jak rozwijać swoje moce, zdobywać nowe talenty i chronić świat przed złem i mrokiem. Brzmi znajomo? I ja, po skończeniu lektury, miałam nieodparte wrażenie, że autorki może nawet nieco posłużyły się pomysłem J.K.Rowling do stworzenia własnej powieści. Nie da się jednak zaprzeczyć, że nawet jeśli tak było, to "Magisterium" jest raczej krótszą, mniej rozbudowaną wersją serii o młodym czarodzieju. Oczywiście nie zaprzeczam, że pojawiały się także i różnice. Były one jednak na tyle niewielkie, że raczej powinniśmy przygotować się na kolejną przygodę w świat magii w stylu serii J.K.Rowling.

Podobieństwo nie ominęło także trójki głównych bohaterów. Call to chłopak izolujący się od innych - zamiast towarzystwa rówieśników, wybiera samotność. Ma jednak ogromną moc, przez którą trafia do Magisterium podczas Próby Żelaza. Początkowa niechęć do tego miejsca, stopniowo zamienia się w fascynację, a jak to zwykle w tego typu pozycjach bywa, do odkrycia największych tajemnic Magisterium przyczyni się ciekawość Calla, która swoją drogą czasami sprawiała, że postrzegałam go jako o wiele młodszego niż jest w rzeczywistości. Jednak nie da się zaprzeczyć, że mimo wszystko to bohater inteligentny, pełen odwagi i siły, do mierzenia się z przeciwnościami.

"Próba Żelaza" to książka, która jednych może rozczarować, innych - zaskoczyć. Jeśli spodziewacie się historii żywcem wyjętej ze stron starej fantastyki, możecie się nieco zawieść. Jeśli jednak liczycie na historię wciągającą, pełną akcji, niespodzianek i w pewnym stopniu przypominającą serię J.K.Rowling, to z pewnością będziecie zadowoleni. Cassandra Clare i Holly Black stworzyły powieść, w której zło toczy odwieczną walkę z dobrem, w której nikt nie jest bezstronny i w której prawdziwa próba dopiero się rozpoczyna. Jeśli więc jesteś gotowy dołączyć do tej walki, to zdecydowanie powinieneś sięgnąć po "Magisterium I. Próbę Żelaza"!

"Ogień chce płonąć,

Woda chce płynąć,
Powietrze chce się unosić,
Ziemia chce wiązać,
Chaos chce pożerać."


Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros


sobota, 23 maja 2015

Krwiopijcy, miejcie się na baczności!

Tytuł: Ogar Boga. Popiół i Piach
Autor: Anna Gręda
Wydawnictwo: Novae Res

Pół Bestia, pół człowiek, dziewczyna, która wie, jak posługiwać się zabójczą bronią. Jej zadaniem jest chronić świat przed działaniem nadnaturalnych istot. Oto Kira Santiago - hybryda, łowczyni, a przy okazji także miłośniczka rock 'n' rolla. To wszystko sprawia, że dziewczyna jest jedną z najsilniejszych istot nadnaturalnych, a co za tym idzie, jedną z najniebezpieczniejszych.

Kiedy więc w jej mieście dostaje zgłoszenie, że nowo stworzone wampiry zaczynają żerować na rasie ludzkiej, Kira wie, że czeka ją niełatwe zadanie. Polegając na swoich umiejętnościach i licznych znajomościach, łowczyni pragnie rozwiązać sprawę nadnaturalnych, a przy okazji dowiedzieć się, kto stoi za tworzeniem krwiopijców. Okazuje się jednak, że schwytanie sprawcy nie jest takie łatwe, bo w mroku czai się istota potężna i równie krwiożercza, jak jej towarzysze...


- Iskrzenie może wywołać ogień, diabliku. (...) A igranie z ogniem nie zawsze wychodzi na dobre, zwłaszcza temu, kto stoi najbliżej.

Anna Gręda to polska autorka, znana przede wszystkim z książki "Angelus". Pisze głównie romanse, zwykle połączone z fantastyką. Jest wielką fanką pióra takich pisarek jak Karen Rose czy Nory Roberts.

Fantastyka w polskich książkach nie raz pokazała, że potrafi albo zaskoczyć albo mocno rozczarować. Sama parokrotnie doświadczyłam zarówno jednego jak i drugiego, dlatego byłam ciekawa, co też autorka zaserwuje nam w powieści o tajemniczej, niebezpiecznej łowczyni. Z jednej strony bałam się, że będzie to powielenie schematu, który przecież coraz częściej pojawia się w książkach tego typu, z drugiej intrygował mnie świat nadnaturalnych. Czy "Ogar Boga. Popiół i Piach" rzeczywiście okazał się tak dobry, jak zapowiadał to opis?

Autorka postawiła w tej książce na dynamiczność fabuły, a pozycji zdecydowanie wyszło to na dobre. W książce cały czas coś się dzieje, sama Kira jest postacią, która w tę historię wpasowuje się idealnie. Łowczyni, która nie może nigdzie usiedzieć za długo, ciągle coś robi, załatwia, a przed poranną kawą zawsze ma czas zabić jeszcze kilku krwiopijców. Postać ta była niezwykle intrygująca, a czytelnik już od pierwszych stron był ciekawy jej historii. Poza tym ciekawił sam motyw Bestii, która żyła wraz z Kirą i czasami budziła się, by pomagać łowczyni. Muszę przyznać, ze autorka wykazała się naprawdę dużą pomysłowością, jeśli o rzecz głównej bohaterki chodzi.

Akcja książki jest tak dynamiczna, że trudno było skupić się na czymkolwiek innym. Cały czas coś się dzieje, Kira ma jakieś zadanie, trzeba coś załatwić. I muszę przyznać, że chyba dzięki temu pozycję pochłonęłam w naprawdę rekordowym tempie, a problem miałam kiedy przyszło mi skończyć historię o Kirze Santiago. Styl pisania autorki, mimo iż lekki i młodzieżowy, to wprowadza nas w świat łowczyni z niezwykłą wręcz dokładnością. Ogromna ilość wplecionych w książkę opisów ułatwia czytelnikowi zrozumienie wielu kwestii, a autorce po raz kolejny należą się brawa za tak zgrabnie poprowadzoną narrację.

Sam pomysł na fabułę, może i nie jest zbyt wyszukany, ale za to z pewnością udany. Nie zaprzeczę, że powieść miejscami jest mocno schematyczna, bo przecież trudno wykreować coś zupełnie nowego przy tak oklepanym temacie. Wzmianki o nadnaturalnych były chyba jednak najciekawsze - od początku byłam niezwykle ciekawa, jak wygląda życie takich istot. Autorka wykreowała je na postacie podobne do nas, tyle tylko, że każda z nich miała jakieś sekrety i tajemnice, których pilnie strzegła. Odkrywanie kolejnych sekretów, dociekanie prawdy wraz z główną bohaterką i wgłębianie się w kolejne tajemnice zdecydowanie podziałało na moją pozytywną opinię o tej powieści.

"Ogar Boga. Popiół i Piach" to historia, jak na polską fantastykę, napisana zaskakująco dobrze. Duża ilość opisów, ciekawie wykreowane postacie i dynamiczna fabuła sprawiają, że książkę czyta się w błyskawicznym tempie, nawet na chwilę nie mogąc oderwać się od powieści. Polecam wszystkim, którzy szukają czegoś lekkiego i przyjemnego, czegoś, co na chwilę przeniesie ich z szarej rzeczywistości do świata pełnego tajemnic, zagadek i nadnaturalnych.

Książkę przeczytałam w ramach akcji Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają.

środa, 20 maja 2015

AIDS, cierpienie i wielka strata, czyli przepis na niezwykle emocjonalną kompozycję

Tytuł: Powiedz wilkom, że jestem w domu
Autor: Carol Rifka Brunt
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal/YA!

June Elbus mieszka w Nowym Jorku, wraz ze swoimi rodzicami i starszą siostrą Gretą. Najważniejszy dla niej jest jej ukochany wujek Finn - tylko z nim rozmawia o swojej fascynacji średniowieczem, zwierza się z największych sekretów i szuka pocieszenia, kiedy jest jej źle. Niestety, Finn jest chory na AIDS i wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że niedługo przyjdzie im się z nim pożegnać. Tak też wkrótce się staje. Zrozpaczonej i zagubionej June trudno pogodzić się ze stratą. Na pogrzebie poznaje jednak tajemniczego Toby'ego, który okazuje się być chłopakiem Finna. Zaintrygowana nastolatka, postanawia spotkać się z mężczyzną, by przekonać się, kim tak naprawdę był człowiek, który wiedział o jej ukochanym wujku więcej, niż ona sama.

Carol Rifka Brunt urodziła się w Nowym Jorku, w USA, ale w tej chwili mieszka w Devon, w Anglii, wraz z mężem i trójką dzieci. Tam właśnie napisała swoją debiutancką powieść "Powiedz wilkom, że jestem w domu", oraz pisze drugą już książkę.

"Nie wiedziałaś? Na tym właśnie polega sekret. Gdy człowiek akceptuje samego siebie i zadaje się tylko z najlepszymi z możliwych osób, śmierć wcale nie jest straszna."

Książkę miałam na oku od czasu pojawienia się pierwszych recenzji, a nawet wcześniej, kiedy pierwszy raz ujrzałam tę piękną i zachwycającą okładkę. Myślę, że to właśnie ona tak bardzo mnie zahipnotyzowała i sprawiła, że po książkę sięgnęłam z prawdziwą przyjemnością i wielką nadzieją, że pozycja nie zawiedzie moich wygórowanych oczekiwań. Jak było naprawdę?

Pierwsza rzecz, którą uświadomiłam sobie już po pierwszych paru stronach to fakt, że w historię trudno się zagłębić. Złożoność postaci, wielowątkowość, trudna do przełknięcia narracja - to wszystko sprawiało, że od lektury odrywałam się co chwilę, by poukładać sobie poznane fakty w głowie. Nie da się zaprzeczyć, że to sprawiło, że dopiero mniej więcej od połowy książki historia autentycznie mnie wciągnęła. Uważam jednak, że biorąc pod uwagę całokształt, naprawdę warto trochę pomęczyć się z początkiem, bo im dalej brnęłam w tą książkę, tym ciekawiej się robiło.

Autorka postawiła sobie w tej powieści niezwykle wysoką poprzeczkę, biorąc pod uwagę fakt, że ta książka jest jej debiutem. Przede wszystkim mam tutaj na myśli tematykę, która traktowała w dużej mierze o problemach współczesnych - braku akceptacji wśród rówieśników, odosobnienia, straty, poczucia beznadziei, czy nawet dojrzewania, które nierzadko wiąże się z wieloma zmianami i ważnymi decyzjami w naszym życiu. Carol Rifce Brunt należą się wielkie brawa, bo nie dość, że zwycięsko wyszła z tej próby, to dodatkowo stworzyła książkę, która powinna być drogowskazem dla wielu z nas.

Osobiście, urzekła mnie kreacja głównej bohaterki. Z początku - naiwna i dziecinna, a nawet irytująca. Dopiero pod koniec książki, czytelnik tak naprawdę zdaje sobie sprawę z jej wcześniejszych wyborów i zaczyna rozumieć, czemu autorka wykreowała ją w taki a nie inny sposób. Niesamowite jest to, jak bardzo złożona jest główna postać. Z jednej strony, nie grzeszyła rozumem, miała swój własny, trochę naiwny obraz świata, była zanurzona w marzeniach, które chowała gdzieś głęboko w sobie, Z drugiej jednak strony, w niektórych momentach mogliśmy dostrzec, jej drugie oblicze - zagubioną, smutną, pozostawioną z poczuciem straty i beznadziei po śmierci wujka dziewczynę, która z czasem zaczyna dopiero rozumieć emocje, jakie nią targają. Chociażby za fenomenalną kreację tej postaci, autorce należą się wielkie brawa i słowa pochwały.

Czytając tę pozycję, nie sposób nie skupić się na stylu pisania pani Brunt - wbrew pozorom, nie był on wcale lekki, łatwy i przyjemny, tak jak się po tej książce spodziewałam. To był styl bardziej tajemniczy, miejscami nawet niejasny, miejscami trudno było mi przebrnąć przez morze metafor, porównań i zawiłości, jakie przyszykowała dla czytelnika autorka. Mimo wszystko, myślę, że warto było to zrobić, dla samego morału i końcówki powieści, która pozostawiła mnie w stanie zagubienia i głębokiego zamyślenia - z tego też powodu, "Powiedz wilkom, że jestem w domu" na pewno spodoba się osobom, które poszukują książki ambitniejszej, głębszej, bardziej skłaniającej czytelnika do refleksji.

Z pewnością, dobrym zabiegiem okazało się umiejscowienie akcji w latach 80., w których przecież epidemia AIDS ogarnęła niemal cały świat. To wprowadziło do książki dodatkową atmosferę i boleśnie uświadamiało, że wuj Finn nie był jedynym, który cierpiał z powodu tej choroby. Dodatkowo, trudno było nie dać się wciągnąć w ciekawy klimat tamtych lat, w których nowoczesna technologia dopiero powoli wkraczała w życie ludzi. To dodało akcji wiele - wszystko było o wiele bardziej tajemnicze, ciekawe i nieznane. Osobiście, chyba zaczęłam przekonywać się do książek, w których akcja toczy się w drugiej połowie XX wieku - specyficzna atmosfera tamtych czasów świetnie wpływa na fabułę powieści i chyba muszę zacząć szukać więcej takich perełek.

"Powiedz wilkom, że jestem w domu" polecam gorąco wszystkim tym, którzy znudzili się już typowymi młodzieżówkami i szukają czegoś o wiele bardziej wymagającego i ambitnego. Osobiście, urzekła mnie kreacja złożonych, intrygujących postaci - każda z nich miała własną historię, którą kryła gdzieś głęboko w sobie. Warto przebrnąć przez trudny początek, aby przekonać się, co ma nam do zaoferowania autorka w dalszej części książki. Problem AIDS, braku akceptacji społecznej, strata, z którą trudno się uporać, ale także nadzieja i zaufanie, które zdziałać może bardzo wiele - to wszystko znajdziecie w powieści Carol Rifki Brunt. Jeśli więc jesteście gotowi poświęcić tej historii odrobinę więcej uwagi, na pewno będziecie zadowoleni z lektury "Powiedz wilkom, że jestem w domu".

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Papierowy Pies!

poniedziałek, 11 maja 2015

"I'm Divergent. And I can't be controlled" - ekranizacja

Tytuł: Niezgodna
Reżyser: Neil Burger
Obsada:
Shailene Woodley - Beatrice "Tris" Prior
Theo James - Tobias "Cztery" Eaton
Ansel Elgort - Caleb Prior

Na ruinach Chicago utworzona została nowa społeczność, w której mieszkańcy zdecydowali się podzielić na pięć frakcji - Altruizm, Prawość, Erudycję, Serdeczność i Nieustraszoność. Każda z nich prezentuje inną cechę charakteru - bezinteresowność, uczciwość, inteligencja, życzliwość i odwagę. Każdy szesnastolatek jest poddawany specjalnemu testowi predyspozycji, który ma na celu pomoc w wyborze przyszłej frakcji - ci, którzy nie pasują nigdzie, zostają wydaleni na margines społeczeństwa i nazywa się ich bezfrakcyjnymi. Są także tacy, do których pasują cechy paru frakcji - takie osoby nazywane są Niezgodnymi i to one właśnie najbardziej zagrażają uporządkowanemu systemowi społeczności.

Beatrice w chwili ukończenia szesnastu lat, staje przed trudnym wyborem. Ma zadecydować, czy zechce pozostać w dobrodusznych Altruistach, czy zmierzyć się z życiem pełnym niebezpieczeństw w frakcji Nieustraszonych. Wybierając te drugie, skazuje się jednocześnie na życie z dala od najbliższych. Przejście przez trudne szkolenie dla nowicjuszy, zmierzenie się z lękami i odkrycie siebie na nowo w tym pełnym brutalności świecie staje się dopiero początkiem drogi. Tris będzie musiała poświęcić wszystko, w co do tej pory wierzyła i stanąć do walki w obronie tego, co słuszne...

Na tę ekranizację czekały zastępy wiernych czytelników - trylogia Veronici Roth zyskała światową sławę i została doceniona m.in przez magazyn "New York Times", "Wall Street Journal", czy "Publishers Weekly". Prawie 45 000 entuzjastycznych ocen na portalu zagranicznym Goodreads, także mówi samo za siebie. Więc kiedy rok temu (4 kwietnia 2014 roku w Polsce i 18 marca 2014 na świecie) do kin wreszcie, po długich oczekiwaniach, domysłach i przewidywaniach zawitał film, byłam zaskoczona ilością nieustających dyskusji na temat ekranizacji. Coś mnie jednak tknęło i postanowiłam, że film obejrzę dopiero, kiedy ten medialny szum przycichnie. I dopiero jakiś czas temu trafiła mi się rzeczywiście taka okazja. Jakie jest więc moje zdanie o ekranizacji Neila Burgera?

Myślę, że czytelnicy, którzy szczególnie lubują się we wszystkiego rodzaju dystopiach i antyutopiach już nie raz słyszeli słynne porównanie "Niezgodnej" do trylogii "Igrzysk Śmierci" Suzanne Collins. Ileż to naczytałam się o tym, jak to niby te dwie książki podobne są do siebie światem przedstawionym, pomysłem na fabułę, czy rozwiązaniami, jakie zastosowały autorki. I rzeczywiście, w niektórych momentach dostrzegałam jakąś nić łączącą obie te powieści (i ekranizacje), jednak moim skromnym zdaniem, "Niezgodna" nie dorównuje sukcesowi "Igrzysk Śmierci" z wielu powodów. Jednym z nich bez wątpienia pozostaje świat przedstawiony i sam pomysł na fabułę.

To, co trzeba bez wątpienia przyznać reżyserowi filmu o słynnej Tris Prior to fakt, że Burger bardzo dokładnie odwzorował powieść Roth, zachowując pierwotny pomysł autorki i wszystkie jej koncepcje. Niestety, ze ze względu na to, że książkowa wersja nie należała do arcydzieł, podobnie było z ekranizacją. Na tym polu problem stwarzały przede wszystkim przewidywalność i banalność fabuły. Dla odbiorcy, który szuka w filmie jakiegoś głębszego przesłania, ta produkcja będzie jedynie stratą czasu, bo akcja filmu nie przedstawia powodów do refleksji. Przede wszystkim, miałam wrażenia, jakby większość scen była kręcona na siłę, byleby upodobnić je do innych, znanych produkcji. Z pewnością wpływ na to mieli aktorzy, którzy przyczynili się do takiego a nie innego odbioru przeze mnie filmu.

Shailene Woodley do tej pory uważałam za dość dobrą, rozwijającą się dynamicznie aktorkę. Prawda jest taka, że widziałam ją w zaledwie dwóch produkcjach, ale po zobaczeniu kinowego hitu "Gwiazd naszych wina" nie mogłam nic zarzucić ani jej samej ani jej grze aktorskiej. Hazel w jej wykonaniu była cudowna, odwzorowana perfekcyjnie, rzeczywista i prawdziwa, żywa i pełna oryginalności, którą wyczuwałam siedząc jako widz w kinie. Liczyłam więc, że w "Niezgodnej" nie tylko pokaże pełen potencjał swoich możliwości, ale i zaprezentuje się dość pozytywnie w czymś zupełnie nowym i odmiennym. Tymczasem Tris nie tylko wiele straciła w moich oczach, ale była moim zdaniem najgorszą bohaterką w tym filmie. Nierozważna, bez wyrazu, do bólu sztuczna postać, podobna do tysiąca innych. Po ekranizacji "Niezgodnej" nie tylko miałam mętlik w głowie jeśli o całą fabułę chodzi, ale nie wiedziałam także, co finalnie mam sądzić o tej aktorce.

Z początku, uważałam dobór Theo Jamesa jako Cztery za dość trafny, biorąc pod uwagę moje wyobrażenie o tej postaci. Im jednak dalej oglądałam, tym bardziej byłam rozczarowana jego grą aktorską. Myślę, że aktor powinien poważnie popracować nad mimiką, która w co drugiej scenie była taka sama, co zdecydowanie nie wpływało na pozytywny odbiór postaci.

"Niezgodna" nie jest oczywiście filmem, w którym dostrzegam jedynie słabe strony, ale niestety, w głównej mierze to one składają się na ten film. Jeśli jednak wziąć pod uwagę dobre strony, to muszę powiedzieć, że podobało mi się, że film był dynamiczny i cokolwiek wciągający, aczkolwiek chyba nie na taki sposób zagłębienia się w filmie liczyłam. Poza tym jednak, podobał mi się sposób przedstawienia kwatery Nieustraszonych - podobnie jak w książce, to był istny labirynt, który krył swoje tajemnice, poza tym mroczny, ciemny i mocno niebezpieczny. Ciekawa okazała się także sama organizacja życia w społeczności Niezgodnych - wszystko tak, jak sobie wyobrażałam. Były słynne sceny rzucania nożami (chyba jedne z moich ulubionych), brutalne treningi, gry Nieustraszonych, które choć niebezpieczne, to jednak stwarzały pole do popisu dla tej frakcji - kreatywność pod względem doboru scenerii podczas tych scen okazała się nieoceniona, bo te momenty oglądało się z prawdziwą przyjemnością.

Przedstawienie głównego problemu, czyli walki Niezgodnych z systemem władzy w społeczeństwie okazało się do bólu schematyczne i mocno nieciekawe. Tris była tą, na której barkach spoczęło odpowiedzialne zadanie wyzwolenia ludzi spod (coraz brutalniejszej) władzy Erudytów i wywiązała się z tego zadania z nawiązką. Tyle tylko, że kiedy bohaterce większość rzeczy cudownie się udaje, to film zaczyna się robić dosyć nudny. Przewidywalność niektórych momentów była tak widoczna, że zdziwiłam się, że sam reżyser wraz z autorką powieści, nie postanowili czegoś zmienić, tak, żeby wprowadzić jakiś element zaskoczenia i zszokowania dla widza.

Może i "Niezgodna" nie należy do gatunkowo słabych filmów, ale moim zdaniem nie jest to produkcja, która zasługuje na ogólnoświatowy sukces. Co z tego, że jest wciągająca, kiedy nie mamy szansy wynieść z niej żadnych konkretnych wartości. To nie jest film, o którym będziecie rozmyślać tygodniami, no chyba że jesteście fanami wątku romantycznego lub też jesteście niezwykle ciekawi, jak ta historia dalej się potoczy. Przede mną jest jeszcze ostatni tom trylogii Veronici Roth, jednak czuję, że prędko po niego nie sięgnę, także przez fakt, że dalsze losy Tris Prior nie interesują mnie w takim stopniu, aby książkę natychmiast przeczytać. Podobne odczucia mam względem ekranizacji i dlatego, mimo że w kinach gościła już 20 marca, kontynuacja "Niezgodnej" nie jest dla mnie priorytetem do obejrzenia. Jeśli więc szukacie czegoś banalnego, lekkiego, nieco schematycznego, to ten film jest dla Was idealny, ja jednak czuję, że powoli wyrastam z tego typu produkcji i zdecydowanie wolę coś, z czego wyniosę konkretne refleksje.

poniedziałek, 4 maja 2015

Stos na maj 2015

Cześć wszystkim!

Dzisiaj dzień, znienawidzony przez wszystkich maturzystów - egzamin dojrzałości właśnie się rozpoczął, dlatego z całego serca chciałabym Wam życzyć powodzenia! Połamania długopisów i niech los zawsze Wam sprzyja ;) To tak tytułem wstępu, bo w związku z powyższym, ja dzisiaj świętuję cudowny dzień wolnego, a że pogoda za oknem (przynajmniej u mnie) nie nastraja pozytywnie do życia, chciałabym i Wam i sobie poprawić humor i zaprezentować moje zdobycze. To co prawda zbiory dwumiesięczne, bo z kwietnia i marca, ale ich ilością jestem niezmiernie zaskoczona, bo spodziewałam się, że wyjdzie tego mniej, a tymczasem... Zobaczcie sami!


Lecąc od lewej i od góry:
1. "Ogar boga. Popiół i piach" Anna Gręda - od Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają.; lekturę zaczęłam niedawno, ale muszę powiedzieć, że póki co bardzo mi się podoba. Jest mrocznie, niebezpiecznie i ciekawie, czyli tak, jak lubię :)
2. "Bóg zawsze znajdzie ci pracę" Regina Brett - prezent od rodziców, kupiony jakoś tak spontanicznie xD Nareszcie mam wszystkie trzy książki tej autorki, co chyba oznacza maraton - czytania i recenzji...
3. "Zła Krew" Sally Green - również prezent, ale od przyjaciółki, na urodziny; cały czas nie mam czasu zabrać się za lekturę, a tak mnie kusi ta świetna okładka...
4. "Przez burzę ognia" Veronica Rossi - także prezent od przyjaciółki; od bardzo dawna pragnę zapoznać się z tą pozycją i w końcu trafiła w me łapki :3
5. "Krąg" M. Strandberg i S. Bergmark Elfgren - kolejny prezent od przyjaciółki; Zapowiada się naprawdę genialnie, nie wiem tylko, kiedy w końcu uda mi się ją przeczytać...
6. "Przeminęło z wiatrem" Margaret Mitchell - prezent urodzinowy; druga z obowiązkowych pozycji na wakacje (zaraz po trylogii Tolkiena)
7. "Papierowe miasta" John Green - niekontrolowany zakup podczas jednej z wizyt w Empiku. Stwierdziłam, że skoro ekranizacja tuż, tuż, to trzeba w końcu przeczytać przed jej pojawieniem się w kinach :)
8. "Will Grayson, Will Grayson" John Green, David Levithan - prezent z okazji Dnia Kobiet; to do całej kolekcji książek Pana Zielonego brakuje mi już tylko "19 razy Katherine"... Ktoś zechce mi kupić? Na pewno się nie pogniewam :)
9. "Ród. Wiedźmy z Savannah 1" J.D.Horn - od Wydawnictwa Feeria; przeczytana, recenzja znajduje się TUTAJ; wrażenia takie sobie, ale jak zwykle ciekawość wygrała i czekam na kontynuację...
10. "Biorąc oddech" Rebecca Donavan - jw.; także przeczytana, wrażenia po lekturze przeczytacie TUTAJ; ogólnie - całkiem dobre zakończenie trylogii.
11. "Akademia Dobra i Zła" Soman Chainani - od Wydawnictwa Jaguar; przeczytana, TUTAJ całość opinii, bardzo pozytywnej tak swoją drogą :P
12. "Zakon mimów" Samantha Shannon - od Wydawnictwa SQN; moja aktualna lektura, póki co chyba jeszcze lepsza od poprzedniczki!
13. "Rozważna i romantyczna" Jane Austen - zakup na biedronkowej promocji - po prostu musiałam! :3
14. "Opactwo Northanger" Jane Austen - jw.
15. "Duma i uprzedzenie" Jane Austen - jw.
16. "Panie z Cranford" Elizabeth Gaskell - jw.
_______

Jak widzicie, trochę tych zdobyczy się nazbierało, ale ogromnie się cieszę, że znalazło się w nich i trochę klasyki i trochę nowoczesności. A jak Wy się zapatrujecie na te książki? Coś czytaliście i polecacie? 

Miłego dnia książkoholicy! :*

piątek, 1 maja 2015

Magia, hoodoo i czarownice, czyli serdecznie witamy w Savannah!

Tytuł: Ród. Wiedźmy z Savannah 1
Autor: J. D. Horn
Wydawnictwo: Feeria Young

Savannah to miasteczko pełne tajemnic. Za przemiłą otoczką rodzin z dziećmi biegającymi po parku, kryje się mroczna codzienność. Czary, wiedźmy i przedziwne wydarzenia są tutaj na porządku dziennym, nie dziwi także fakt, że to właśnie ród Tylorów jest najbardziej szanowaną rodziną w miasteczku. To on chroni ważnej granicy pomiędzy rzeczywistością demonów a światem ludzi. Jedną z głównych strażników jest głowa rodu, ciotka Ginny, uprzykrzająca życie niemal całej rodzinie, a zwłaszcza Mercy. Dziewczyna zdaje się zupełnie nie pasować do reszty rodu Tylorów. Urodziła się bez możliwości dysponowania magią, żyjąc w cieniu obdarzonej ogromną mocą siostry - Maisie. Kiedy więc w niewyjaśnionych okolicznościach umiera ciotka Ginny, wszyscy spodziewają się, że czerwony los wyciągnie obdarowana bliźniaczka. Dzieje się jednak na odwrót, ku zaskoczeniu wszystkich, włącznie z Mercy. Dlaczego moc wybrała dziewczynę? Kto stoi za brutalnym zabójstwem? Jakie jeszcze tajemnice kryje Savannah?

J.D.Horn to urodzony w Tennessee autor cieszącej się sporą popularnością serii o wiedźmach z Savannah. Pracował jako analityk finansowy, wcześniej studiując literaturę porównawczą. Jego specjalizacją jest literatura francuska i rosyjska.

"Kłamstwo jest całkiem proste. To prawda jest taka skomplikowana. Jest jak cebula, zawsze znajdziesz kolejną warstwę, jeśli będziesz obierać dalej."

Byłam dość zaskoczona, kiedy pierwszy raz ujrzałam ten tytuł w zapowiedziach. Słyszałam o nim parę słów wcześniej, nie spodziewałam się jednak, że zostanie on wydany w polskiej wersji. Spodobało mi się także, że wydawnictwo postanowiło zmienić oprawę graficzną, bo ta w wersji oryginalnej niezbyt przypadła mi do gustu. Gdy więc zaczynałam lekturę, miałam nadzieję, na coś spektakularnego i oryginalnego - czy taka rzeczywiście okazała się książka J.D.Horna?

Trudno jest mi jednoznacznie sprecyzować moje odczucia po przeczytaniu tej lektury. Z jednej strony - zaskoczyło mnie, że autor poruszył wiele różnych wątków w swojej powieści i każdy poprowadził do końca, tworząc świetny finał, w którym zawarł odpowiedzi na niemal wszystkie pytania. Co prawda, zostawił sobie otwartą furtkę do kontynuacji, jednak myślę, że zakończenie pisania tej serii na tym etapie wprowadziłoby nutkę tajemnicy, do historii wiedźm z Savannah, co jest związane właśnie z tym niewyjaśnionym wątkiem. Muszę jednak przyznać, że liczyłam na coś dużo lepszego, jeśli chodzi o klimat powieści. Na zagranicznej Wikipedii naczytałam się dość sporo o stylu southern gothic i uważam, że ten motyw został w naprawdę niewielkiej ilości wykorzystany. Mimo całej tej magicznej i mrocznej otoczki, zabrakło mi magii iście niebezpiecznej, momentu, w którym Savannah naprawdę zaskoczyłoby i przestraszyłoby czytelnika. Liczę jedynie na to, że kontynuacja da czytelnikowi taką możliwość.

Niewątpliwie wielkim atutem książki jest ilość wydarzeń, jakie mają tam miejsce. To zdecydowanie nadrabia za cały klimat powieści, bo dynamiczna akcja towarzyszy czytelnikowi aż do samego końca. Z resztą, o ile początek może być nieco trudny do wciągnięcia się w powieść, o tyle końcówka ma się już zdecydowanie lepiej. Pojedyncze wątki łączą się tam w wielki finał, w którym nic nie jest pewne - ani przyszłość bohaterki, ani losy całego Savannah. Ukryte sekrety wychodzą na jaw, dzięki czemu czytelnik zaczyna dostrzegać wcześniejsze sygnały, świadczące o takiej a nie innej końcówce.

Jak to często bywa, główna bohaterka powieści jest chodzącym wyjątkiem. Urodzona bez mocy, żyjąca w cieniu siostry, niedoceniana przez brak możliwości dysponowania magią. Nie powiem, że miało to w sobie trochę schematyczności, z resztą sama główna bohaterka miała jej niemało. Nieśmiała dziewczyna, której życie pod wpływem jednego wydarzenia zmieniło się nie do poznania i która musi stawić czoła ogromnemu niebezpieczeństwu. Znacie to skądś? Ja tak. Dlatego kreacja głównej bohaterki zdecydowanie nie wpływa na pozytywny odbiór powieści.

Starałam się jednak nieustannie mieć w pamięci, że ta książka to debiut J.D.Horna - wcześniej co prawda współtworzył powieść "The Mammoth Book of Southern Gothic Romance", ale w związku z tym, że była to bardziej praca zbiorowa wielu autorów, to zdecydowanie "Ród" stał się jego samodzielnym debiutem. Biorąc to pod uwagę, rozumiałam, dlaczego autor zawarł w swojej książce takie a nie inne rozwiązania i dlaczego pojawiały się różnorodne niedociągnięcia. Jak na debiut więc pozycja ta była dość udana, znając jednak moje oczekiwania - mogło być lepiej.

Myślę, że zabierając się za książkę J.D.Horna, należy przede wszystkim nastawiać się na lekką lekturę, bez większego szału. Owszem, książka jest ciekawa i wciągająca, ale nie potrafię wyzbyć się wrażenia, że czegoś jej brakuje - i to czegoś istotnego. Z pewnością spodziewałam się więcej, jeśli o magię i mroczne tajemnice chodzi, nie przeczę jednak, że autor podjął się dość trudnego zadania, bo książek w takim typie nie powstaje za dużo na rynku, zatem nie jest łatwo wykreować z tego idealną historię. Nie ukrywam, że spodziewałam się więcej, ale myślę, że i w takiej formie, lektura powinna przypaść do gustu osobom, które poszukują czegoś lżejszego i łatwiejszego. Teraz pozostaje mi tylko czekać na kontynuację - bądź co bądź końcówka mnie zaintrygowała, poza tym liczę, że J.D.Horn poprawi trochę niektóre niedociągnięcia i w dwójce pokaże się z jak najlepszej strony.

Jeśli więc przeczuwacie, że pomimo paru błędów i słabszych stron powieści, jesteście zdesperowani, aby dać książce szansę, to oczywiście zachęcam, aby to zrobić. Nie jest to książka wybitnie słaba, bo ma w sobie potencjał, uważam jednak, że nie został on wykorzystany w stu procentach. Jak pisałam - ja chciałam czegoś więcej i dlatego trochę się rozczarowałam. Nie pozostaje nam zatem nic innego jak czekać z niecierpliwością na część drugą, która nosi oryginalny tytuł "The Source" - ciekawe, jak dalej potoczą się losy Mercy?

Za możliwość lektury serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria!