poniedziałek, 23 marca 2015

Mierząc się z wielką katastrofą...

Tytuł: Monument 14. Niebo w ogniu
Autor: Emmy Laybourne
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Świat po katastrofie jest niemal całkowicie zgładzony, a niebezpieczeństwo czai się na każdym kroku. To właśnie uświadamia sobie grupka nastolatków i ich młodszych towarzyszy, gdy wyruszają z bezpiecznego supermarketu, by dotrzeć do lotniska w Denver, na którym ewakuuje się ludzi z dala od trujących oparów. Młodzi mają nadzieję na spotkanie rodziców i ocalenie przez lokalne władze. Jednak, w obliczu trudności, jakie napotykają na swojej drodze, grupa postanawia się podzielić. Dean, Astrid oraz trójka młodszych zostają w supermarkecie, a Alex wraz z Sahalią, Jolie, Niko, rannym Braydenem oraz resztą wyruszają w drogę szkolnym autobusem. Wycieczce daleko jednak do beztroskiej przejażdżki, a sklep także obfituje w niebezpieczeństwa, o czym boleśnie przekonują się jego mieszkańcy...

Nie ma co ukrywać, że seria pani Laybourne zainteresowała nie tylko mnie, ale także rzesze innych czytelników interesującą wizją świata w przyszłości oraz ciekawym pomysłem na fabułę. Historia grupki nastolatków i ich młodszych rówieśników uwięzionych razem w ogromnym supermarkecie zdecydowanie przemówiła do mnie w pierwszym tomie i byłam niezwykle zainteresowana kontynuacją przygód tych dzielnych bohaterów. Jak więc wypadło w porównaniu do poprzedniczki "Niebo w ogniu"?

Już teraz mogę śmiało stwierdzić, że seria tej autorki jest niesamowicie wciągająca i powinna stanowić gratkę dla wszystkich miłośników fantastyki, wpadającej nawet nieco w literaturę postapokaliptyczną. Znajdziemy tutaj zarówno plastyczne i dokładne opisy świata po wielkim kataklizmie wraz z jego najdrobniejszymi szczegółami, jak i wartką akcję, dzięki której książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Osobiście, spodobało mi się także wyjście z dwutorową narracją - z jednej strony mamy młodszego Alexa, który wraz z grupą podążającą na lotnisko, opisuje wszystkie wydarzenia w formie pamiętnika, jak i Deana, który z kolei dalej przedstawia nam życie w zamieszkanym teraz jedynie przez garstkę osób, supermarkecie. Wszystko to daje czytelnikowi konkretny punkt odniesienia, dzięki któremu nie sposób jakkolwiek zagubić się w tej powieści.

Rzec można śmiało, że styl pisania autorki jest niezwykle konkretny, a jej sposób przekazywania informacji bardzo dokładny i wnikliwy. Z jednej strony jest to dobre podejście, bo akcja książki jest jasna i przejrzysta, bez niepotrzebnego zamieszania czy pogubienia, z drugiej jednak strony podanie czytelnikowi wszystkiego "na tacy" trochę ujmuje książce klimatu tajemnicy i niepewności, który przecież w lekturach powinniśmy odczuwać. Nie jestem więc pewna, czy pani Laybourne nie powinna postarać się nieco bardziej wprowadzić czytelnika w dany temat, a następnie dać mu możliwość samodzielnego myślenia, niż jedynie pokazywać mu wszystko krok po kroku.

Myślę, że to bohaterowie mimo wszystko stanowią najlepszą część tej książki. Trudno by było wymienić teraz cechy każdego z nich, bo uważam, że wszyscy oni mają w sobie coś ciekawego, o czym warto by było napisać. Najbardziej chyba polubiłam Alexa, który miał to do siebie, że był dość spokojny i zrównoważony, a do tego odpowiedzialny i troskliwy. Jednak cała grupa stanowiła zwartą i silną ekipę, którą na swój sposób podziwiałam, bo nie tylko brali odpowiedzialność za siebie nawzajem, ale wspierali się także w ciężkich chwilach.

Myślę, że przede wszystkim pomysł na fabułę czyni z tej książki ciekawą powieść, aczkolwiek muszę przyznać, że pod tym względem bardziej podobał mi się tom pierwszy. Czemu? Z prostego powodu - w poprzedniczce wszystko było nowe, ciekawe, zaskakujące, a tutaj miejscami miałam nawet wrażenie déjà vu - jakbym już kiedyś czytała o tym w powieści pani Laybourne. 

Myślę, że "Monument 14. Niebo w ogniu" jest ciekawą kontynuacją historii o grupce nastolatków uwięzionych w supermarkecie, ale to zdecydowanie nie jest to samo co część pierwsza. Owszem, znajdziemy tutaj ciekawych bohaterów, interesującą wizję świata przedstawionego, ale tej części brakuje wiele do poziomu jedynki. Bardzo żałuję, że pomysł na książkę nieco się wyczerpał i już nie było tych emocji, jakie mogliśmy odczuwać przy czytaniu "Odciętych od świata". Nie mniej jednak, trzecią część serii z pewnością przeczytam, bo mimo wszystko jestem ciekawa zakończenia, jakie zafundowała nam autorka.

Za książkę serdecznie dziękuję Domu Wydawniczemu Rebis!

czwartek, 19 marca 2015

Bo każdy kryje w sobie tajemnicę. Wystarczy ją obudzić...

Tytuł: Mara Dyer. Tajemnica
Autor: Michelle Hodkin
Wydawnictwo: YA!/Grupa Wydawnicza Foksal

Mara Dyer jako jedyna, cudownym trafem, przeżyła zawalenie budynku, w którym zginęli jej chłopak oraz przyjaciółki. Dziewczyna budzi się w szpitalu, i nie pamięta nic z minionych wydarzeń. Od tego czasu jej życie bezpowrotnie się zmienia. Zaczyna uczęszczać do nowej szkoły, gdzie nie wszyscy są względem niej przyjaźnie nastawieni. Nastolatka ma jednak większe zmartwienia. Okazuje się, że zaczynają dziać się dziwne rzeczy - duchy zmarłych przyjaciółek, które Mara widzi coraz częściej, tajemnicze wizje, koszmary... Wszystko komplikuje fakt, że dziewczyna zakochuje się w intrygującym i przystojnym chłopaku, który zdaje się wiedzieć więcej, niż mówi...

Michelle Hodkin jest amerykańską pisarką, znaną z książek młodzieżowych. Jej debiut ukazał się w 2011 roku, kiedy miała 24 lata i jest to książka "The Unbecoming of Mara Dyer" (w polskiej wersji - "Mara Dyer. Tajemnica"). Lektura traktuje o dziewczynie, która po traumatycznych wydarzeniach z przeszłości, stara się zmierzyć z tyleż przerażającą co i nową dla niej rzeczywistością. Autorka swój pomysł na pozycję zaczerpnęła z prawdziwego życia. W tej chwili, na polskim rynku ukazała się niedawno druga część serii ("Mara Dyer. Przemiana") a w angielskiej wersji, w listopadzie, trzecia część ("The Retribution of Mara Dyer").

Historia o Marze Dyer, tak bardzo popularna zarówno za granicą jak i, od niedawna, również i w Polsce, i mnie zaintrygowała - przede wszystkim pomysłem autorki, na powieść złożoną, wielowątkową, która, przynajmniej z opisu wnioskując, miała być nawet nieco przerażająca. Stąd też, kiedy tylko książkę otrzymałam, natychmiast zabrałam się za lekturę, kończąc lekturę w jeden weekend. Powiem Wam, że historia jest tak wciągająca, że w żadnym wypadku nie powinniście popełniać tego samego błędu co ja i zaczynać ją tuż przed snem...

Mara Dyer jest postacią złożoną, ale bardzo ciekawą w tym swoim zagubieniu emocjonalnym. Jej traumatyczne przeżycia zmieniły ją w zupełnie inną osobę, co można wywnioskować z opisów sprzed wypadku. Natomiast bezsprzecznie fascynuje mnie w niej ta umiejętność ładowania się w kłopoty. Jest jednocześnie lekkomyślna i bardzo odważna, co bardzo w niej podziwiam, aczkolwiek nie ukrywam, że w niektórych momentach zdecydowanie bark jej było chłodnego dystansu do całej sytuacji. Poza tym, dziewczyna jest niesamowicie łatwowierna, ale i wystraszona i wyniszczona psychicznie. To właśnie je psychika jest chyba najbardziej intrygującym elementem w całej książce i jestem niezmiernie ciekawa, jak ten wątek rozwinie się w kontynuacji...

Fabuła rozpoczyna się dość niepozornie, jak w wielu książkach z gatunku NA. Jednak w miarę zagłębiania się w historię Mary, akcja rozwija się, miejscami w zupełnie nieoczekiwanym kierunku! Wszystko jest utrzymane w klimacie tajemnicy, która spowija nie tylko główną bohaterkę, ale także czytelnika, który nawet nie orientuje się, kiedy tak mocno wciągnął się w książkę, że nie widzi już nic poza nią. Poza tym, non stop pojawiają się nowe postaci, wątki, które więcej komplikują niż rozwiązują i muszę przyznać, że czytanie tej pozycji była prawdziwą przyjemnością, biorąc pod uwagę ilość wydarzeń, jakie się w niej dzieją.

Pomysł autorki, oraz jego rozwinięcie również zasługują na pochwałę. Michelle Hodkin stworzyła połączenie książki psychologicznej, sensacji i romansu, tworząc mieszankę (niemal) wybuchową, która mnie osobiście urzekła swoją oryginalnością. Nie jestem jedynie pewna, czy rzeczywiście pozycja ta klasyfikuje się jako horror, bo jeśli o mnie chodzi, to nie byłam specjalnie wystraszona, no chyba, że ten stan rzeczy zmieni się w kontynuacji. Styl pisania autorki jest wręcz stworzony do thrillerów, a spektakularne kończenie rozdziału w najbardziej interesującym momencie sprawiło, że książkę połknęłam niemal na raz i nie potrafiłam powstrzymać się od czytania.

Nie potrafię powiedzieć inaczej, jak po prostu - polecam tę książkę. Gwarantuję Wam, że będziecie przeżywać tę historię na długo po tym, jak skończycie lekturę. Ja sama odłożyłam ją na półkę z wyrazem totalnego zszokowania i zdziwienia na twarzy, z tylko jedną myślą w głowie: ja chcę więcej! Historia Mary, niespotykana i jednocześnie wciągająca jest naprawdę godna polecenia, także serdecznie zapraszam do zapoznania się z nią!

wtorek, 17 marca 2015

Zabójczyni nadciąga... ponownie!

Tytuł: Korona w mroku
Autor: Sarah J. Maas
Wydawnictwo: Uroboros

Uwaga! W opisie mogą pojawić się spojlery z pierwszej części!

Celaena Sardothien, po wygraniu turnieju o tytuł królewskiego zabójcy, zaczyna życie, które ponownie obfituje w dostatki i luksusy. Ma niemal wszystko, czego sobie zapragnie, oprócz jednego - upragnionej, całkowitej wolności. Odbywając służbę u władcy, nie jest jednak całkowicie lojalna wobec tronu, a sprytny i podstępny król, zleca jej zadanie, które może poważnie zaszkodzić dziewczynie. Na domiar złego okazuje się, że nie wszyscy są bezwzględnie posłuszni względem korony, a Lea nie wie, po której powinna stanąć stronie. Zwłaszcza, że tajemnicze moce wciąż dają o sobie znać...

"Korona w mroku" to kontynuacja wychwalanego już parokrotnie przeze mnie "Szklanego tronu", który oczarował mnie genialnie wykreowanym światem, świetnym stylem pisania Sarah J. Maas oraz jedną z najlepszych głównych bohaterek, o jakich kiedykolwiek przyszło mi czytać. Czy autorce udało się utrzymać poziom w drugiej części serii?

Coś, co bezsprzecznie charakteryzuje powieści Maas to wartka, dynamiczna akcja, która nie zwalnia aż do ostatniej strony i trzyma czytelnika w napięciu przez niemal cały czas. Dlatego też "Koronę w mroku" łyknęłam dosłownie na raz, a po zakończeniu... a po zakończeniu żałowałam, że lektury nie dawkowałam sobie tak, by starczyła mi na dłużej.

Warto jednak na początek wspomnieć o różnicach, które pojawiają się między "Koroną w mroku" a "Szklanym tronem". O ile w pierwszej części, większość książki to barwnie opisane sceny turnieju i niebezpieczeństwa z nim związane, o tyle w "Koronie w mroku" więcej jest o "groźnych siłach" o których w poprzedniczce jest jedynie parę stron. Dodatkowo, z książki na książkę, obserwuję postęp w pisaniu autorki, która (co wyraźnie widać) rozwija swoje zdolności. Jej opisy są barwniejsze, postacie wyraźniejsze, wydarzenia dokładniejsze, ciekawsze. Kiedyś myślałam, że nie da się pociągnąć pomysłu na książkę na parę tomów - Sarah J. Maas udowadnia jednak, że jest to jak najbardziej możliwe. Co więcej - autorka zaskakuje czytelnika nie tylko nowymi (ale jakże ciekawymi!) rozwiązaniami, ale także wciąż dodaje coś nowego do poprzednich wątków tworząc złożoną, spójną całość, od której nie sposób się oderwać.

Celaenę trudno jednak "oskarżać" o jakąkolwiek zmianę. Dziewczyna momentami jest zagubiona, momentami (jak zwykle) waleczna, zbuntowana, wściekła, czyli taka, jaką poznałam ją przy pierwszej części. Jednak w "Koronie w mroku" Lea ujawnia część swojej skrywanej natury i czytelnik ma szansę poznać inną stronę jej natury. Oczywiście, nie brakuje typowych dla niej zachowań, włącznie z ironicznym poczuciem humoru, które w tej pozycji konsekwentnie się rozwija. Cieszę się jednak, że Celaena pokazała swoją drugą twarz i miałam okazję poznać tę bohaterkę na nowo.

W książce pojawia się też wątek romantyczny, który co prawda nie gra pierwszych skrzypiec, ale wpleciony w akcję powieści stanowi miły dodatek. Główną rolę dalej grają jednak niezliczone intrygi, kłamstwa i niebezpieczeństwa, czyli to, za co pokochałam zarówno tę, jak i poprzednią część. Co ciekawe, rozwija się też także w najlepsze wątek magiczny, czyli złe moce, które sięgają dużo szerzej, niż się komukolwiek wydawało. Wszystko łączy się w całość, która mnie osobiście, oczarowała od pierwszych stron, aż do samego końca.

Polecam serdecznie "Koronę w mroku" zwłaszcza tym, którzy z fantastyką są za pan brat. Bo to, mimo wszystko, powieść z tego gatunku, aczkolwiek, jeśli o mnie chodzi, uważam, że seria pani Maas powinna trafić do, jeszcze co najmniej, kilku gatunków. To pozycja oryginalna, zabawna, napisana "z pazurem", który odnosi się przede wszystkim do głównej bohaterki. Na pewno znajdziecie tutaj dynamiczną i wartką akcję, która nie pozwoli nawet na chwilę nudy. Z mojej strony, powiem tylko jedno - na nowo zakochałam się w piórze autorki, czekam teraz z niecierpliwością na część trzecią, bo po prostu muszę wiedzieć, co wydarzy się dalej :)

środa, 11 marca 2015

Beznadziejny, czy wręcz przeciwnie?

Tytuł: Hopeless
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte/Moondrive

Sky do tej pory nie wiedziała o sobie zbyt wiele. A przynajmniej to jedno, uświadamia sobie po spotkaniu przystojnego Deana Holdera. Z początku niepewna swoich uczuć względem niego, z czasem stara się rozgryźć, czemu chłopak wzbudza w niej tak wiele, nieznanych jej do tej pory emocji. Jak się okazuje, odkrywanie prawdy zmieni jej życie. I to bezpowrotnie...

Colleen Hoover to autorka bestsellerów New York Times, znana m.in. z historii o Deanie i Sky. Mieszka w Teksasie, razem z trójką dzieci i mężem.

"Hopeless" bezsprzecznie stało się bardzo znane w blogosferze, zwłaszcza w ostatnim czasie, a wszystko za sprawą (podobno) genialnej historii miłosnej. Dałam się namówić rzeszy dobrych recenzji i sama postanowiłam książkę przeczytać. Z pomocą przyszedł konkurs na profilu Colleen Hoover Książki, na którym udało mi się zdobyć "Hopeless". Lektura zapowiadała się troszkę schematycznie, biorąc pod uwagę opis, ale jak było naprawdę? Jaka jest historia Sky i Holdera?

"Nie mam zamiaru marzyć o idealnym życiu. Wszystkie niepowodzenia to tak naprawdę sprawdziany, które zmuszają nas do wyboru pomiędzy rezygnacją a podniesieniem się z ziemi, otrzepaniem się z kurzu i stawieniem czoła sytuacji. Chcę to zrobić. Być może życie poturbuje mnie jeszcze kilka razy, ale na pewno nie mam zamiaru rezygnować."

Z chęcią powiedziałabym Wam, że to jest książka, która opowiada przygodę zbliżoną do wszystkich innych młodzieżówek. Że jest tutaj miejsce na romans, sekrety, trudne decyzje. I mimo że rzeczywiście tak jest, to nie spodziewałabym się, że końcówka książki tak mnie zaskoczy. Zdecydowanie te ostatnie strony wywołują w czytelniku szok, kiedy okazuje się, że przeszłość zarówno Sky jak i Deana jest tak złożona.

Ale to nie tylko piękne zakończenie sprawia, że moja opinia o książce przechyla się zdecydowanie w stronę stwierdzenia "pozytywna". To sprawa także stylu pisania autorki, jednocześnie bardzo młodzieżowego, ale też przyjemnego. Tak, tak przyjemnego i łatwego. Tę książkę najzwyczajniej w świecie połknęłam, bo inaczej się nie da - ta historia jest tak wciągająca, że gwarantuję, iż nie odłożycie jej na bok, jak tylko raz zaczniecie czytać.

"Od teraz, gdy będę się czegoś bała, spróbuję pomyśleć o niebie, a ono być może pozwoli mi się znów uśmiechnąć, ponieważ niezależnie od wszystkiego będzie piękne."

Trudno mi jednoznacznie wypowiedzieć się na temat dwójki głównych bohaterów. Sky to nastolatka odmienna od wszystkich, z początku niepewna i zagubiona w swoich uczuciach - zarówno do Holdera, jak i do innych. Jednak im dłużej przebywała z chłopakiem, tym bardziej pewna siebie się stawała. Tym bardziej doroślała i uczyła się podejmować własne decyzje. Z kolei Holder okazuje się dla czytelnika totalnym zaskoczeniem. To jest postać, która przez pierwszą połowę książki, świetnie wpasowuje się w schemat książek New Adult. Ale z czasem, zwłaszcza w końcówce, coś w tym stereotypie się zmienia - Holder staje się nagle bardziej otwarty, bardziej zbliżony czytelnikowi.

Jak się przekonałam, najmniej podobała mi się akcja w książce. Zabrakło na nią pomysłu, bo o ile sama koncepcja dzieła była w porządku, o tyle fabuła kulała. Z resztą trudno jest spodziewać się czegoś niesamowitego, jeśli o wydarzenia chodzi, w książkach z gatunku New Adult. To pozycje refleksyjne, o młodych ludziach i ich problemach, stąd też rozumiałam to posunięcie autorki. Nie mniej jednak, moim zdaniem, nie zaszkodziłoby, jeśli Colleen Hoover wplotłaby w książkę trochę więcej akcji.

"Czasem możesz wybierać tylko spośród samych złych opcji. Musisz zdecydować, która z nich jest najmniej zła."

Pomysł na książkę jest typowo młodzieżowy, także osoby, które poszukują w tej książce czegoś więcej, na wstępie ostrzegam, że raczej tego nie dostaną. Nie mniej jednak, jak na pozycje z tego gatunku, "Hopeless" prezentuje się całkiem przyzwoicie. Wątek romantyczny jest rozwinięty całkiem ciekawie, dużym zaskoczeniem jest zakończenie, do którego czytelnik niezmiennie zmierza podczas lektury i którego końca tak bardzo się bałam. Mimo wszystko, po skończeniu lektury, mogę powiedzieć jedno - polecam wszystkim, którzy poszukują lekkiej, wciągającej pozycji, z dużą dozą romansu, miejscami humoru, a miejscami nawet wzruszenia. Mnie osobiście powieść przypadła do gustu, zatem polecam :)

niedziela, 8 marca 2015

Radioaktywność i walka o przetrwanie, czyli o postapokaliptycznym świecie

Tytuł: Z jak Zachariasz
Autor: Robert C. O'Brien
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal/YA!

Ann Burden przyszło żyć w świecie spustoszonym przez wojnę atomową. I mimo, że czas trwania zagłady nie był długi, to pozostawił za sobą ogromne zniszczenia. Dziewczynie udało się przeżyć, żyjąc w odległej, niemal odizolowanej od świata dolinie, w której była zdana sama na siebie. Przez długi okres czasu, wydawało jej się, że nikt więcej nie ocalał, że tylko ona przeżyła wojnę. Kiedy więc w dolinie pojawia się tajemniczy człowiek, staje się jasne, że Ann jest względem niego nieufna. Jakie są jego zamiary i skąd przybywa?

Robert C. O'Brien to amerykański autor i dziennikarz, piszący dla magazynu "Nathional Geographic". Na swoim koncie ma wiele powieści, jednak "Z jak Zachariasz" jest jedyną z jego dorobku, która traktuje o postapokaliptycznym świecie.

Literatura postapokaliptyczna ostatnio zyskuje rzesze fanów na całym świecie, aczkolwiek szczerze przyznaję, że nie zaliczam się do nich. W większości nie ciągnie mnie do światów po kataklizmach, a jednak "Z jak Zachariasz" zainteresował mnie. Przede wszystkim interesującą szatą graficzną, ale także opisem. Jak więc finalnie oceniam tę pozycję?

Przede wszystkim, byłam zdumiona wykreowanym przez autora światem. Ta pozycja liczy sobie niecałe 250 stron, a mimo to Robert C. O'Brien zawarł w niej niesamowitą opowieść, jednocześnie bardzo dokładnie wprowadzając czytelnika w zniszczony, zbombardowany świat, w którym niemal wymarło wszelkie życie. Plastyczne opisy, dzięki którym byłam zorientowana w miejscu akcji tak, jakbym w dolinie żyła na co dzień, ale także niespodzianki, jakie się pojawiają podczas lektury po prostu sprawiły, że książkę dosłownie się połyka.

Ann Burden żyła w dolinie przez bardzo długi czas sama, bez żadnego towarzysza, więc nic dziwnego, że kiedy pierwszy raz zauważa człowieka, jest tyleż szczęśliwa co i przerażona. Imponowało mi, że zawsze potrafiła zachować zimną krew, nawet w obliczu katastrofy, jaką przeżyła. Jej nieufność brała się z wcześniejszych wydarzeń, jakie miały miejsce w jej życiu, dlatego tak bardzo rozumiałam dziewczynę - przeżycie wojny, która sprawia, że odchodzą wszyscy, których kochała musiało być dla nastolatki traumatycznym przeżyciem, a mimo to dziewczyna nie tylko nie załamała się, ale również potrafiła rozpocząć samodzielne życie.

Postać "nieznajomego" jest naprawdę tajemnicza i mimo wszystko, chciałabym dowiedzieć się więcej o tej postaci. Owszem, autor starał się zdradzić trochę z jego przeszłości, ale cały czas mam wrażenie, jakbym nic o tym człowieku nie wiedziała. Jego nieobliczalny, a jednocześnie zagadkowy charakter sprawiają, że z chęcią poznałabym jego dalsze losy.

Powiem szczerze, że tak jak na ogół nienawidzę opisów, tak w tej książce mogłabym je czytać w nieskończoność. Najbardziej przypadł mi do gustu sposób, w jaki Robert C. O'Brien opisywał życie codzienne bohaterów. Niby proste czynności, a jednak podobało mi się, ze autor w takim stopniu zwrócił uwagę czytelnika, na zmiany, jakie zaszły na świecie po wojnie.

Myślę, że chociaż sam pomysł autora nie był szczególnie oryginalny, to sposób, w jaki go wykorzystał sprawił, że książkę czytałam z wielkim zaciekawieniem. Niektóre momenty przyprawiały o zdumienie, inne o radość, jeszcze inne o smutek, czy zamyślenie nad losem bohaterów. Aż sama jestem zdumiona, że tak bardzo wciągnęłam się w tę niepozorną książeczkę. "Z jak Zachariasz" to napisana prostym, ale przystępnym językiem powieść, którą czyta się błyskawicznie. Na pewno nie będziecie zawiedzeni!

Za egzemplarz książki dziękuję portalowi Papierowy Pies :)
Nutka do książki :) 

piątek, 6 marca 2015

Imprezy, taśmy magnetofonowe, przyjaźń, miłość i... niespotykana choroba

Tytuł: Althea & Oliver
Autor: Cristina Moracho
Wydawnictwo Feeria Young

Althea i Oliver poznali się lata temu, wspólnie dorastając i przechodząc wszystkie najtrudniejsze momenty w życiu. Coś jednak zmienia się w liceum. Althea zaczyna zauważać, że uczucie do Olivera nabiera innego znaczenia, że powoli przyjaźń zaczyna przekształcać się w coś więcej. Sytuację komplikuje fakt, że chłopak rozpoczyna jeden z najtrudniejszych momentów swojego życia - zasypia, budzi się po paru tygodniach, nie pamiętając, co działo się w międzyczasie. Zdezorientowany, pragnie tylko, aby wszystko, co do tej pory znał i kochał pozostało takie samo. Tymczasem wszystko wokół niego się zmienia, a Oliver dowiaduje się, że choruje na rzadką i niezwykle trudną do wyleczenia chorobą - zespół Kleinego - Levina, czyli tzw. syndrom śpiącej królewny. 

Dwójka nastolatków wyrusza w podróż, która odmieni ich życie o 180 stopni. Przenosząc się z własnej, rodzinnej miejscowości do wielkiego, zatłoczonego Nowego Jorku, Althea i Oliver zakosztują trudów prawdziwego życia.

Cristina Moracho pochodzi z Nowego Jorku, aktualnie mieszka w Red Hook, gdzie pisze
 i pracuje jako edytor, a także uczy się grać na gitarze i przygotowuje kolejną powieść. "Althea & Oliver" to jej debiut literacki.

Autorzy książek młodzieżowych znani są z tego, że uwielbiają podejmować tematy, które traktują o dojrzewaniu, przyjaźni, a bardzo często także i miłości. Nic dziwnego, że "Althea & Oliver" zainteresowała mnie, zarówno tym wątkiem, jak i wątkiem choroby, który jest w niej zawarty. Pierwszy raz spotkałam się z nazwą "zespół Kleinego - Levina"i nie ukrywam, że bardzo chciałam poznać, na czym on właściwie polega. Zatem lektura książki miała być dla mnie nie tylko przyjemnością, ale i poznaniem czegoś nowego. Jak autorce udało się spełnić te czytelnicze wymagania?

Akcja powieści dzieje się w połowie lat 90. Te czasy, znane przede wszystkim z szalonych imprez, taśm magnetofonowych, czy muzyki w większości rockowej, idealnie oddawały sytuację i wpisywały się w klimat powieści. Autorka świetnie umiejscowiła bohaterów, sprawnie łącząc losy tych, którzy nigdy nie powinni się spotkać, prowadząc czytelnika poprzez powieść i ukazując mu wszystkie plusy i minusy minionych lat.

Osobiście, niezwykle urzekł mnie klimat powieści. Z tej książki można wręcz poczuć tęsknotę za latami 90., ich niezwykłym urokiem i charakterystycznym stylem. Wszystko, co się działo, miało jednocześnie znamiona szaleństwa i melancholii, a Cristina Moracho nie szczędziła czytelnikowi szczegółowych opisów miejsc, sytuacji, czy bohaterów. To wszystko sprawiło, że ja sama wciągnęłam się w tamte lata. Czułam się tak, jakbym to ja stała obok Althei, kiedy ta podejmowała najtrudniejsze decyzje, dotyczące przyszłości zarówno własnej jak i osób dla niej najbliższych, lub też tak, jakbym widziała Olivera, który dopiero co wybudza się z długiego, parotygodniowego snu. Wszystko to było tak namacalne, że niemal żałowałam, kiedy książka dobiegła końca - ta historia skończyła się po prostu szybko, zdecydowanie za szybko.

Trudno mi jest ocenić, kogo - Altheę czy Olivera - da się lubić bardziej. Ta dwójka się uzupełnia, a jednocześnie przechodzi dużą zmianę, która wpływa na tę ich wspólną relację. Nastolatka staje się śmielsza, bardziej zbuntowana, nie jest już tą samą osobą, co była kiedyś. Ona - pragnie zmiany, on -chce, żeby wszystko było tak jak dawniej. Chłopak ma dodatkowo ten problem, że tych zmian nawet nie pamięta. Współczuję im obojgu, bo żadne z nich nie potrafi do końca zgodzić się z tym drugim, ale nie potrafi też odizolować się od drugiej osoby. Według mnie, Althea i Oliver tworzyli dziwną kombinację charakterów i trudno nawet jest mi nazwać, łączącą ich relację.

Trudno nie zachwycić się stylem, jakim pisze autorka. Tym bardziej byłam zdziwiona, gdy dowiedziałam się, że jest to debiut Cristiny Moracho. Ta książka, jak na pierwszą powieść autorki, jest niesamowicie dobrze i spójnie napisana, a wątki rozbudowane i skonstruowane tak, że trudno jest czytelnikowi domyślić się, jaki będzie koniec historii. Dynamicznie tocząca się akcja, która przenosi bohaterów z ich niewielkiego miasteczka na szerokie ulice Nowego Jorku, jest jednym z podstawowych plusów powieści. Mało któremu autorowi książek młodzieżowych udaje się stworzyć idealne połączenie między melancholijnymi przemyśleniami i rozważaniami, a szybko rozwijającymi się wydarzeniami, które prowadzą czytelnika przez całą książkę, bez chwili wytchnienia. Cristinie Moracho udało się to świetnie, zatem i to zasługuje na gromkie oklaski dla autorki.

Warto krótko wspomnieć o chorobie, opisanej w tej pozycji. Zespół Kleinego - Levina to choroba, która została zdefiniowana w książce, jako jedna wielka niewiadoma. Czytając jednak dokładniejsze informacje na jej temat, można się dowiedzieć, że jest to przede wszystkim choroba, która zaburza naturalny cykl snu, a jej objawy, oprócz nadmiernej senności to także zaburzenia nastroju i żarłoczność. Nigdy nie podejrzewałabym o istnienie takiej choroby, dlatego tym bardziej się cieszę, że miałam przyjemność zapoznać się z książką, w której jest o niej tak dużo powiedziane.

"Althe & Oliver" to powieść niesamowicie dobra, szczególnie biorąc pod uwagę małe doświadczenie autorki w pisaniu. Historia o przyjaźni, która przekształca się w głębsze i dużo bardziej skomplikowane uczucie, oraz o chorobie, która sprawia, że nic nie wygląda już tak samo. Polecam wszystkim zapoznanie się z tą pozycją, a jeśli o mnie chodzi, to z niecierpliwością czekam na kolejne książki tej autorki!

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria!

wtorek, 3 marca 2015

Wielki Czarnoksiężnik Brooklynu i jego przygody

Tytuł: Kroniki Bane'a
Autor: Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan, Maureen Johnson
Wydawnictwo: MAG

Magnus Bane - tajemniczy, ekstrawagancki i nadzwyczaj lubiany. Oto jak krótko można określić wielkiego czarnoksiężnika Brooklynu. Tym razem Cassandra Clare powraca z kolejną książką ze świata Nocnych Łowców, która przybliża czytelnikom przeszłość Magnusa Bane'a, którego historię poznajemy przez jedenaście zawartych w książce opowiadań.

Dodatki do serii to temat grząski i niebezpieczny - potrafią jednocześnie wprowadzić nowe wątki do całej serii, jak i okazać się totalnym niewypałem, często głównie za sprawą braku pomysłu na taką książkę. Sięgając po "Kroniki Bane'a" byłam tyleż ciekawa, co i zaniepokojona. Szczególnie martwił mnie fakt, iż to nie sama Clare pisała tę pozycję, ale wraz z nią robiły to dwie inne autorki. Co sądzę o najnowszej książce z serii o Nocnych Łowcach?

Na początku, muszę nadmienić, że postać wielkiego czarnoksiężnika Brooklynu po prostu uwielbiam. Czarująca, miejscami nieco ironiczna, ale jednocześnie zabawna postawa Magnusa czynią z niego jednego z moich ulubionych bohaterów serii Clare. Byłam nieusatysfakcjonowana, że zarówno w "Diabelskich Maszynach" jak i w "Darach Anioła" pojawił się w sumie niewielką ilość razy. Dlatego, kiedy tylko książka trafiła w moje ręce, natychmiast rozpoczęłam lekturę. Niestety, muszę powiedzieć, że zdecydowanie ta powieść odstaje od reszty serii.

Teoretycznie, trudno się na początku do czegoś przyczepić. Historyjki z życia Magnusa są naprawdę interesujące, sama postać Bane'a, mimo iż przedstawiona dokładnie i ze szczegółami, dalej ma w sobie tę nutkę tajemnicy, którą już przecież znamy z "Diabelskich Maszyn" i "Darów Anioła". Dzięki dynamicznej akcji, ale jednocześnie szczegółowym opisom, dość łatwo zatopić się w lekturze. Niestety, tak jest tylko na początku. Miałam wrażenie, że im dalej zaczytywałam się w lekturę, tym bardziej pomysły na książkę się kończyły. Może nie do końca było tak, że lektura nudziła, ale od pewnego momentu, po prostu ze znużeniem wracałam do czytania, praktycznie nie czerpiąc już z tego żadnej przyjemności,

Bez komentarza pozostawię motyw na okładce - szata graficzna wręcz odstrasza od lektury i zapewniam Was, że treść, mimo iż nie idealna, to zdecydowanie lepsza, niż się to zapowiada, patrząc na Magnusa. W szczególności przeraża mnie kolorystyka - ciemne, mroczne kolory, które przecież w ogóle nie pasują do charakteru czarnoksiężnika! Kto czytał książki, ten wie, że Magnus był jednym z niewielu bohaterów, który uwielbiał wszystkiego rodzaju błyskotki i świecidełka...

Naturalnie, w książce przewija się także wiele innych postaci, które Magnus napotykał na swojej drodze. Szczególnie polubiłam postać Ragnora Fella, który stanowił całkowite przeciwieństwo Magnusa - ubrany niemal niechlujnie, wiecznie zasępiony i marudzący, stanowił świetnie dobraną parę dla Bane'a. Świetnie by było jeszcze więcej poczytać o tej dwójce, zwłaszcza, że ich wspólne momenty przejawiały się w książce zdecydowanie za rzadko.

W sumie, w książce znajduje się jedenaście historii, które rozgrywają się niemalże we wszystkich miejscach, które Magnus odwiedzał. Przy rozpoczęciu każdej z nich, jest tez wyraźnie zaznaczone, kto ją napisał - i tak muszę pochwalić duet Cassandra Clare i Maureen Johnson, które moim zdaniem stworzyły najciekawsze przygody Magnusa. Przy czym, miałam miejscami wrażenie, że niektóre rozdziały można by było rozwinąć jeszcze na wiele sposobów, gdy tymczasem inne można było zakończyć dużo wcześniej. Szkoda, że autorkom zabrakło wyczucia w tej kwestii, bo może wtedy, książka byłaby trochę ciekawsza.

"Kronik Bane'a" nie mogę jednoznacznie uznać za słabą książkę - co to, to nie, bo było tutaj dużo akcji i ciekawych bohaterów z przeszłości czarnoksiężnika, ale po tym, co pokazała w "Darach Anioła" i "Diabelskich Maszynach" Cassandra Clare, spodziewałam się po prostu czegoś więcej. Większych emocji, lepszego pomysłu, czegoś, co sprawiłoby, że żałowałabym, iż historia o Magnusie już się zakończyła. Tymczasem książkę przeczytałam, ale nie ukrywam - były momenty, kiedy książka najzwyczajniej w świecie męczyła i nudziła. Zatem, czy polecam? Sama nie wiem - na pewno dla tych, którzy się jeszcze z całością twórczości Clare nie zapoznali, ta książka będzie dość dobrym dodatkiem i ciekawą lekturą. A tych, którzy uwielbiają i kochają poprzednie pozycje z dorobku autorki, ostrzegam - nie nastawiajcie się na coś, pokroju "Darów Anioła" i "Diabelskich Maszyn", bo możecie się srogo rozczarować.

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu MAG

poniedziałek, 2 marca 2015

Zapowiedzi książkowe na marzec 2015

Hej wszystkim!

Kto już widział jak szaleją wydawcy w tym roku? Ten kto widział, ten z pewnością wie, jak nasze portfele będą kwiczeć i błagać o litość... Nie wiem, czemu akurat marzec, ale ten miesiąc słownie się roi od ciekawych, interesujących książek, które koniecznie muszę mieć! A obiecywałam sobie, że nic nie będę kupować w tym miesiącu... Chyba moja silna wola ulegnie ciężkiej próbie i mam nadzieję, że Wasza też - zwłaszcza jeśli spojrzycie na te perełki :)

Tytuł: Toksyczne
Autor: Sara Shepard
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 4 marca 2015

Mimo że do nadrobienia mam sporo tomów tej serii, bezapelacyjnie Sara Shepard potrafi wciągnąć w wykreowany przez siebie świat - sekrety, kłamstwa, intrygi i pełno akcji, to jest to, za co pokochałam pierwsze dwa tomy Pretty Little Liars. Mimo że do tej pory nie było mi dane dokończyć serii, z chęcią bym się z nią w całości zapoznała :)


Tytuł: Ene, due, śmierć
Autor: M.J.Arlidge
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data premiery: 4 marca 2015

Na ogół po thrillery nie sięgam, ale tytuł tej książki jest tak przekonujący, że mam ochotę przeczytać tę pozycję natychmiast! Poza tym, okładka ma dość ciekawą kolorystykę i dodatkowo, nareszcie mam pretekst, żeby zapoznać się z jakąś pozycją tego wydawnictwa...

Tytuł: Linia krwi
Autor: James Rollins
Wydawnictwo: Albatros
Data premiery: 4 marca 2015

Teoretycznie, jest to bodajże ósma część cyklu, ale mimo wszystko, po opisie wnioskuję, że książki można czytać osobno (chyba, że coś wiecie na ten temat - jeśli tak, podzielcie się, będę wdzięczna!). Pana Rollinsa czytałam jedynie pierwszą część przygód o Jacku Ransomie. Pozycja całkiem mi się spodobała, więc chyba muszę zapoznać się z innymi książkami tego autora.


Tytuł: Wodospad
Autor: Lauren Kate
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data premiery: 4 marca 2015

Poprzednia część nie należała do moich ulubienic, ale to taki typ książki, który najzwyczajniej w świecie intryguje. I mnie zdecydowanie zaintrygowała końcówka "Łzy", więc mam nadzieję, że "Wodospad" trochę podniesie poziom pierwszej części :) 

Tytuł: Will Grayson, Will Grayson
Autor: John Green, Daid Levithan
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data premiery: 4 marca 2015

Awww, kolejna książka Green'a! To będzie coś, czuję to - zarówno opis, jak i okładka są po prostu cudowne! Nie mogę się doczekać, zwłaszcza, że mam ochotę ostatnio nadrobić wszystkie zaległe książki Green'a - "Papierowe miasta" i "19 razy Katherine" już są na tej liście, teraz koniecznie będę musiała zdobyć "Will Grayson, Will Grayson" :D


Tytuł: Smażone zielone pomidory
Autor: Fannie Flagg
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 18 marca 2015

Słyszałam już trochę o tej książce i miałam na nią ochotę od dawna i oto okazuje się, że książka zostanie wydana w nowej szacie graficznej, która przecież idealnie będzie komponować się z drugą książką Flagg - "Babską stacją" :) Jedno z moich największych must have <3

Tytuł: Babska stacja
Autor: Fannie Flagg
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 18 marca 2015

Podobnie jak powyżej - muszę mieć! Ta historia zdaje się znacznie różnić od "Smażonych zielonych pomidorów", ale pomysł jest tak samo interesujący, więc koniecznie musi się znaleźć w mojej biblioteczce :)




Tytuł: Przeznaczenie bohaterów
Autor: Morgan Rice
Wydawnictwo: Feeria Young
Data premiery: 18 marca 2015

Kolejna powieść, która zapowiada się naprawdę cudownie. Tym razem fantasy, ale po opisie czuję, że nie byle jakie. I oby tylko Morgan Rice podołała zadaniu, jakie sobie postawiła!

Tytuł: Sekretne życie pszczół
Autor: Sue Monk Kidd
Wydawnictwo: Literackie
Data premiery: 18 marca 2015

Ostatnio oglądałam film, w którym w postać głównej bohaterki wcieliła się Dakota Fanning i muszę przyznać, że film godny uwagi - świetnie poprowadzone wątki, a przy okazji także problem rasizmu, który jest tam zawarty sprawiają, że film ogląda się po prostu błyskawicznie. Książkową wersję także bardzo pragnę poznać, a kto wie, może na temat ekranizacji naskrobię parę słów? :)

Tytuł: Talon
Autor: Julie Kagawa
Wydawnictwo: Mira
Data premiery: 18 marca 2015

Uwielbiam smoki - przyznaję się. Tymczasem tutaj mamy tajemnicze połączenia smoka i człowieka, a do tego ta misja głównej bohaterki... Zapowiada się ciekawie, z pewnością książka trafi na moją półkę :)

Tytuł: Posłaniec
Autor: Lois Lowry
Wydawnictwo: Galeria Książki
Data premiery: 18 marca 2015

Książki tej autorki to dla mnie jedna, wielka zagadka - "Dawca" był dość ciekawą, intrygującą, ale nie powalającą na kolana dystopią, tymczasem o "Skrawkach błękitu" słyszę tyleż pozytywne co i negatywne opinie. Chyba czas zapoznać się z całością twórczości Lois Lowry.



Tytuł: Eleonora & Park
Autor: Rainbow Rowell
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 18 marca 2015

Zacznę prosto - w okładce się zakochałam. Jest taka prosta, a jednocześnie piękna i to ona głównie zachęca do czytania. Poza tym, coś czuję, że szykuje się świetna opowieść, której nie sposób będzie zapomnieć :)




To tyle, jeśli chodzi o moje must have. Znaczy nie żeby coś - wspaniałych książek jest jeszcze dużo, dużo więcej w tym miesiącu, ale to są te, które po prostu najbardziej mnie interesują xD A co z tego zestawienia Wy będziecie czytać?

niedziela, 1 marca 2015

Podsumowanie lutego 2015

Cześć wszystkim!

Czy tylko ja mam wrażenie, że nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale luty właśnie się zakończył i minął w tempie co najmniej błyskawicznym? Nie wiem, czy to przez te dwa tygodnie ferii, czy późniejszą harówę w szkole, ale zanim się obejrzałam, już ten miesiąc się zakończył. Być może ze względu na ten fakt, wynik czytelniczy jakoś nie powala na kolana, ale i tak uważam, że jest lepiej niż w styczniu.

Miesiąc: Luty 2015

źródło
Liczba przeczytanych pozycji: 7

Liczba zrecenzowanych pozycji: 7

Liczba obejrzanych filmów: 0

Liczba zrecenzowanych filmów: 0

Przeczytane pozycje:
1. "Zabójczyni i Imperium Adarlanu. Szklany Tron Opowieść IV" Sarah J. Maas
2. "Hopeless" Colleen Hoover
3. " Z jak Zachariasz" Robert C. O'Brien
4. "Kroniki Bane'a" Cassandra Clare, Sarah Res - Brehnan, Maureen Johnson
5. "Monument 14. Odcięci od świata" Emmy Laybourne [recenzja]
6. "Utrata" Rachel Van Dyken [recenzja]
7. "Kamienie na szaniec" Aleksander Kamiński
8. "Black Ice" Becca Fitzpatrick [recenzja]

Najlepsza książka: Trudno mi wybrać, ale wydaje mi się, że na tym tle zdecydowanie wyróżniają się "Kamienie na szaniec". Ta pozycją szczęśliwie była moją lekturą szkolną i głównie dlatego miałam przyjemność się z nią zapoznać. Tak czy siak jest niesamowita i polecam ją absolutnie każdemu.

Najgorsza książka: Wydaje mi się, że "Utrata" Rachel Van Dyken. Książka sama w sobie nie jest zła, ale muszę przyznać, że nie dorasta innym z tego zestawienia do pięt. Jest po prostu wciągająca i lekka w odbiorze, co jest jej podstawowym plusem.

Na blogu pojawił się także jeden post tematyczny, czyli LBA - jeśli ktoś jest ciekaw szczegółów, zapraszam TUTAJ. Był już stosik (a raczej stosidło) na marzec - no trochę się tego nazbierało :D Jeśli chodzi o życie prywatne, to... no tak jakby kolejny roczek minął mi i skończyłam 15-tkę :P Miniony rok zleciał bardzo szybko, więc być może dlatego urodziny przyszły tak jakoś... nieoczekiwanie. Ale były bardzo fajne ;) Poza tym, publikowałam podsumowanie stycznia 2015 - dużo gorsze, pod względem książkowym od tego lutowego :) Trzymam kciuki za marzec, bo do nadrobienia mam sporo zaległości recenzenckich, a do tego chcę w końcu porządnie zabrać się za wyzwanie Kiedyś Przeczytam. Bo chcę w końcu nie tylko skupić się na nowościach, ale i na starościach. I oby wiosenny klimat i (w końcu!) ocieplenie na dworze przyniosło też jakąś motywację do nadrabiania zaległości :) Udanego marca, Kochani! :*

I kolejna z moich ulubionych nutek Muse - miłego słuchania :)