piątek, 29 listopada 2013

"Igrzyska Śmierci. W pierścieniu Ognia" - film

Tytuł: Igrzyska Śmierci. W Pierścieniu Ognia
Reżyser: Francis Lawrence
Obsada:
Katniss Everdeen - Jennifer Lawrance
Josh Hutcherson - Peeta Mellark
Liam Hemsworth - Gale Hawthorne
Woody Harrelson - Haymitch Abernathy
Elizabeth Banks -  Effie Trinket


Katniss Everdeen wraz z Peetą Mellarkiem zostali zwycięzcami 74 Igrzysk Głodowych. Jednak ich podróż nie kończy się po powrocie do domu - muszą oni odbyć obowiązkowe Tournee Zwycięzców. W międzyczasie dowiadują się o zamieszkach i buncie, do których zaczyna dochodzić w dystryktach. Ludzie chcą rewolucji i obalenia władzy Kapitolu. Tymczasem dziewczyna ma więcej kłopotów na głowie - Igrzyska Ćwierćwiecza, na które prezydent Snow przygotował zapewne niespodziankę. No i oczywiście bezpieczeństwo rodziny i przyjaciela, Gale'a. Jak potoczą się dalsze losy Katniss i Peety? Co przygotował bezwzględny prezydent na ten rok?

Ekranizacja tejże pozycji ciekawiła mnie niesamowicie od niemalże pojawienia się informacji o filmie. Książka co prawda nie mogła się porównywać do części pierwszej, jednak mimo wszystko byłam ciekawa jak reżyser postanowi pokierować akcją tejże części. I jest to chyba pierwszy raz, kiedy muszę stwierdzić, że w filmie działo się więcej niż w książce!

Zacząć można przede wszystkim od zmiennej ale niesamowicie wciągającej akcji. Podczas czytania książki miałam wrażenie déjà vu już od jej rozpoczęcia, tymczasem film kompletnie mnie zaskoczył. Nie dość, że zwroty akcji pojawiały się dosłownie co chwilę, to jeszcze wszystko zostało lepiej, niż w książce, rozplanowane. Wydarzenia były bardziej poukładane, przez co nie miałam poczucia mętliku w głowie, a jednocześnie zaskakiwały dokładnością szczegółów i trafnością dialogów, które, moim zdaniem, aktorzy wykonali znakomicie. Mimo, że film poprowadzony był w tempie raczej szybkim, to jednak nie zabrakło momentów, skłaniających czytelnika do refleksji. Parę razy zdarzyło mi się złapać siebie na tym, że rozmyślałam o głębi akcji, oraz o przesłaniu filmu, co do którego do tej pory nie jestem pewna. Aż się prosi, by chociaż parę zdań poświęcić scenografii. Miejsca pasowały nie tylko do tych, przedstawionych w książce, ale, co więcej, bardzo dobrze pokrywały się z sytuacją i emocjami bohaterów. Tak mamy na przykład szary las, który już od pierwszej części symbolizuje nam miejsce refleksji i rozpaczań Katniss, w którym zresztą zwykła też ona polować. Kolorowa arena jak dla mnie także była miejscem, które zostało dobrane dokładnie i z dbałością o szczegóły. Ogólnie ten element wyszedł na zdecydowany plus.

Bohaterowie dzielnie się spisali. Katniss, mimo, że w książce wydawała mi się mniej zdesperowana i zdeterminowana niż w części pierwszej, tutaj była silną zarówno psychicznie jak i fizycznie osobą i nawet mimo kilku fragmentów, w których wyraźnie było widać, że trudno jej poradzić sobie z zaistniałą sytuacją, to jednak stanowiły one zdecydowaną mniejszość, przez co film oglądało się po prostu miło. Wrócił cięty język i niesamowity charakter, za który uwielbiałam ją w części pierwszej. Widać, że aktorka nabrała trochę doświadczenia w odgrywaniu tejże roli, co swoją drogą także przyczyniło się do lepszego oglądania ekranizacji. Peeta także wydał mi się dużo lepszy niż w części poprzedniej. Nabrał trochę dystansu do sytuacji, nie był takim zakochanym, zdolnym do poświęceń za byle co mężczyzną, ale zdesperowanym trybutem, którego celem od tej pory jest chronić Katniss. Josh Hutcherson kolejny raz zaskoczył zatem ciekawą i dobrą grą aktorską. Na uwagę zasługują także dwie postacie, które zdecydowanie wyróżniały się wśród innych. Po pierwsze Lynn Cohen, wcielająca się w rolę Mags, która zagrała ją tak, jak to sobie w książce wyobrażałam. Z pewnością, w tej bohaterce spodobał mi się temperament i waleczność, która raczej rzadko cechuje starsze osoby. Co więcej, w ciągu całego filmu nie wypowiedziała żadnego słowa, a gestami, mimiką i samą postawą sprawiała wprost niesamowite wrażenie. Z pewnością odtwórczyni tej roli ma wielki talent. I drugą postacią, której uwagę warto poświęcić jest Johanna, w której rolę wcieliła się Jena Malone. Z ironią i odpowiednim podejściem zagrała swoją postać, jednocześnie nadając sceną z jej udziałem nieco humoru. Tutaj także warto wspomnieć jak dużo do akcji wniosła i jak ciekawie tym pokierowała - naprawdę ogromny szacunek.

Na samym końcu nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić do obejrzenia, bo naprawdę warto. Namawiam zarówno tych, którzy są fanami książki, jak i tych, którzy nawet do niej nie zajrzeli :).

Moja ocena:
10/10
★  ★  ★  ★  ★  ★  ★  ★  ★  ★ 
_________________________________________________________________________________
Piszcie, co sądzicie o recenzji, bo dawno nie pisałam żadnej filmowej :D. Byliście już na filmie? A może dopiero się wybieracie?

piątek, 22 listopada 2013

Poznać daty śmierci... - "Numery" Rachel Ward

Tytuł: Numery. Czas uciekać
Autor: Rachel Ward
Wydawnictwo: Wilga
"Jak to jest znać daty śmierci wszystkich ludzi na świecie...? Jak to jest wiedzieć, że ukochana osoba umrze już za kilka dni...?

To, co widzi piętnastoletnia Jem, to dar, ale i przekleństwo. Numery są w jej głowie. Zna datę śmierci matki. Wie, kiedy w ataku terrorystów na Londyn zginą ludzie. Nikogo nie umie obronić przed śmiercią, więc ucieka - przed rówieśnikami, policją, innymi ludźmi."
Tekst pochodzi z książki.

Śmierć to dla wszystkich coś nieuchronnego, coś co zbliża się z każdym mijającym dniem. Wiemy, że nadejdzie, ale żyjąc codziennym życiem szkoła, praca, może dodatkowe zajęcia, nie jesteśmy jej tak bardzo świadomi. A co innego myśleć o odejściu ukochanej osoby. Albo nawet znać datę zgonu obcego człowieka na ulicy. Widzieć ją w jego oczach, i obserwować, jak nieświadomy niczego, po prostu żyje.Właśnie takie przesłanie niesie za sobą powieść pani Ward, z którą nareszcie miałam ogromną przyjemność się zapoznać.
Już po opisie - króciutkim, zwięzłym i na temat wiedziałam, że jest to książka, która musi zagościć na stałe u mnie, w biblioteczce. Postanowienie to umocniło się jeszcze, gdy spojrzałam na cenę lektury - była przeceniona z 30 na 10 złotych! :)

Główną bohaterkę powieści poznajemy już na początku jako biedną, samotną, opuszczoną dziewczynę. Jej matka zmarła po przedawkowaniu narkotyku, dziewczyna była więc kilkakrotnie adoptowana. Ma niezwykle silny i stanowczy charakter, co już od początku można zauważyć, głównie ze względu na to, że autorka niezwykle mocno wyeksponowała ten element. Pojawia się też kilka fragmentów, w których na jaw wychodzi cięta riposta Jem i szczerość jej uwag, co miało znaczący wpływ na rozwój akcji i wnosiło co nieco ciekawego do fabuły. Oczywiście warto tu dodać o tytułowych numerach, które odcisnęły piętno na dziewczynie. Jej strach przed światem, niepewność i kompleksy wzięły się głównie z tego daru. Jednak z pewnością jest to element, który wyróżnił Jem na tle innych tego typu bohaterek.

"Są miejsca, gdzie chodzą dzieciaki takie jak ja. Dzieciaki smutne, złe, znudzone i samotne, inne. Jeżeli tylko wiesz, gdzie szukać, znajdziesz nas tam każdego dnia: za sklepami, w bocznych alejkach, pod mostami na kanałach i rzekach, w pobliżu garaży, w barakach, na działkach. Są nas tysiące."

Z czasem, jak to zwykle bywa, zachowanie Jem i jej podejście do życia zdecydowanie się zmienia. Zwłaszcza na końcowym etapie książki dostrzec już można wyraźne różnice między "starą" a "nową" Jem. Oprócz standardowego nabrania doświadczenia, dziewczyna zaczyna w dużym skrócie układać sobie życie tak, jak zawsze tego chciała. Stała się też bardziej odpowiedzialna, w stosunku nie tylko do siebie samej. Nabrała nieco dystansu do życia, oraz na własnej skórze przeszła przez etap pierwszej miłości.

Postać, na którą wręcz należy zwrócić uwagę jest Pająk. Niezwykle towarzyski, wesoły, ruchliwy, chwilami nawet szalony. Dokładne przeciwieństwo Jem, prawda? No ale któż nie zna przysłowia "przeciwieństwa się przyciągają"? :) Tak jest i w tym wypadku. To wszystko sprawiło, że już od początku aż się prosi by trzymać kciuki za tę dwójkę, bo razem mogą stanowić nietypowy duet. Uwielbiałam te radosne humory Pająka, uśmiech wręcz nie schodził w takich chwilach z twarzy. Była to z pewnością postać, która zapadnie w pamięć na bardzo długi czas.

- Człowieku, co się dzieje? - roześmiał się w moje włosy. - Zostawiłem cię tylko na parę dni i zaraz wygłaszasz kazania!"

Akcja książki rozgrywa się początkowo w Londynie. Trudno mi było to sobie najpierw wyobrazić, zawsze bowiem kojarzyłam to miasto z całą gamą kolorów, ludzi. Tutaj jest on ukazany jako smutne, szaro-czarne, niemal zapuszczone i brudne miasto. Aktorka postanowiła zobrazować nam, że nie wszystko w tym mieście jest takie, jak nam się wydaje, co w sumie nadało akcji nieco realizmu. Łatwiej jest bowiem, według mnie, zobrazować sobie przygody Jem, smutne i brutalne, ale prawdziwe, w tego typu miejscu niż w jakiejś wyidealizowanej miejscowości. Był to na pewno przemyślany i dokładnie zrealizowany zabieg, który znacząco wpłynął na moją ocenę tejże pozycji.

Dalej akcja toczy się właściwie w całej Anglii. Cały czas coś się zmienia, a fabuła pędzi do przodu, z każdą stroną, coraz szybciej. Właściwie, przez całą pozycję ma się takie wrażenie, że bohaterzy są raz na wozie raz pod wozem. Być może jest to spotęgowane przez niezwykle wyraziste uczucia głównej bohaterki, oraz ciekawe opisy. Ma to jednak wpływ na odczucia czytelnika, które, jak zgaduję, będą się zmieniać z każdym takim wydarzeniem.

Książka naprawdę jest godna uwagi, chociażby ze względu na nietypowy i wymyślny temat. Ciekawe rozwinięcie fabuły, no i oczywiście zakończenie. Nietypowe i całkowicie wstrząsające, po prostu wywołało u mnie wiele sprzecznych emocji. Ale muszę przyznać, że sprawiło tylko, że teraz z radością sięgnę po kolejną część.

Ocena: 9/10
     
_______________________________________
Książka przeczytana w ramach wyzwania "Czytam Fantastykę" :):




piątek, 15 listopada 2013

"Miasto Popiołów"

Tytuł: Miasto Popiołów
Autor: Cassandra Clare
Wydawnictwo: MAG

"Clary Fray chciałaby, żeby jej życie znowu stało się normalne. Ale czy cokolwiek może takie być, skoro dziewczyna jest Nocnym Łowcą zabijającym demony, jej matka została magicznie wprowadzona w stan śpiączki, a ona sama nagle zaczyna widzieć mieszkańców Podziemnego Świata - wilkołaki, wampiry, wróżki..."
Opis pochodzi oryginalnie z książki.

Miałam początkowo ogromne wątpliwości, ale i nadzieje, związane z tą pozycją. Przede wszystkim nie wiedziałam, czy autorce uda się utrzymać podobny poziom, jaki pokazała w części pierwszej. Zresztą, podobnie jak to często jest w kontynuacjach, ciekawiło mnie rozwinięcie i zakończenie pewnych wątków co niewątpliwie tylko motywowało mnie do szybszego zakupu pozycji.

Na samym początku warto powiedzieć, że posiadam książkę w tej nowej okładce, z czego niezmiernie się cieszę. Głównie ze względu na bogatszą kolorystykę i ciekawsze rozmieszczenie pewnych elementów, co powoduje, że łatwo potrafimy już na jej podstawie wyobrazić sobie świat, w jakim żyją Nocni Łowcy. Finalny efekt psuje tylko napis, na (dokładnie) samym środku okładki, który jest przytoczonym cytatem pani Stephenie Meyer. Domyślam się, że wydawnictwo chciało w ten sposób nieco rozpropagować tę pozycję, ale jak na mój gust, raczej nie powinni decydować się na taki zabieg. Kolejną rzeczą, o której warto wspomnieć jest opis książki, przytoczony z tył. Dziwi mnie sam fakt jego nieprecyzyjności, bo zwykle to na jego podstawie przecież, decydujemy się na kupienie wybranej pozycji.

"Na twarzy dziewczyny odmalowała się uraza.
- Wszyscy cię szukaliśmy. Mama i tata...
- Isabelle! - krzyknął Jace, ale było już za późno.
Wielki pająk uniósł się za nią i trysnął żółtą trucizną z kłów. Isabelle krzyknęła, ale z imponującą szybkością strzeliła z bata, przecinając demona na pół. Stwór runął na pokład w dwóch kawałkach i zniknął."

Akcja powieści już od pierwszych stron porywa czytelnika w ten niesamowity świat, w którym sama chętnie zaczęłabym żyć. Szczerze powiedziawszy, wydaje mi się, że autorka znacznie podniosła poziom pod tym względem. Wykorzystała całkowicie te wątki, które nie zostały zakończone, pociągnęła je dalej, czasami sprawiając, że były pierwszoplanowe, czasami, że schodziły gdzieś na dalszy plan. Pojawiło się również więcej scen walk, ucieczek, akcji oraz wypraw. Mimo tej szybkiej i niepohamowanej akcji, nie zabrakło jednak pomysłu na książkę. Wszystko, mimo tempa, było dokładnie rozplanowane i przedstawione, autorka wykorzystała całe pole do popisu. Często nieco "bawiła się" bohaterami, raz doprowadzając mnie do złości raz do śmiechu. Generalnie, wszystko w tym temacie bardzo mi się spodobało i muszę przyznać autorce, że samym językiem zaciekawiła mnie na tyle, by aktualnie sprawić sobie część trzecią :).

Bohaterzy zaskakiwali mnie również przez cały czas bardzo pozytywnie. Clary stała się bardziej zdeterminowana i harda, rzec można, bardziej uodporniona na codzienne życie Nocnego Łowcy. Z nieskrywaną radością obserwowałam te przemianę. Bardzo podoba mi się takie pokierowanie bohaterem, bo dzięki temu mamy więcej okazji poznać inną stronę danej postaci. Oczywiście, jak każdy, dziewczynie zdarzały się chwile słabości, ale w jej sytuacji, aż trudno się dziwić :). Kolejnym zmiennym bohaterem był Jace, który został tutaj ukazany z tej drugiej strony. Autorka stopniowo pokazywała nam, że pod fasadą dzielnego i nieustraszonego wojownika, kryje się właściwie młody chłopak, który z niektórymi momentami w swoim życiu nie potrafi sobie jeszcze tak dobrze poradzić, jak to mu do tej pory wychodziło. Tak więc ilekroć zmieniała się sytuacja, zmieniał się nastrój i charakter Jace, co w sumie trochę już męczyło pod koniec książki. Żałuję, że pojawiło się tutaj mało scen z udziałem Aleca i Isabelle, bo ten duet bardzo lubię. Mam jednak cichą nadzieję, że w następnej części doczekam się większej ilości scen z tymi właśnie postaciami.

"- Nie zna pani mojego ojca. Rozśmieje się wam w twarz i zaproponuje pieniądze, żebyście odesłali moje ciało do Idrisu.
- Nie mów bzdur...
- Ma pani rację - przyznał Jace. - Prawdopodobnie każe wam zapłacić za przesyłkę."

Na koniec, napomknę coś niecoś o jednym minusowym elemencie, bo pomimo pochwał i takowy się pojawił. A mianowicie, o dziwo, błąd w pisowni. Chodzi mi tu o imię Jace, w którym wkradł się chochlik podczas odmiany - kim? czym? Jasie. Jest to dla mnie duże rozczarowanie, nie spodziewałam się takiego błędu, zwłaszcza, że oprócz niego, nie miałam w zasadzie żadnych zastrzeżeń.

Książce mogę dać ocenę 9/10 i 9 gwiazdek:
★★★★★★★★

______________________________________________________


Książka bierze udział w wyzwaniu "Czytam Fantastykę":


piątek, 8 listopada 2013

"Książę Mgły"

Tytuł: Książę Mgły
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Wydawnictwo: Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA
"Rodzina Carverów (trójka dzieci, Max, Alicja, Irina, i ich rodzice) przeprowadza się w roku 1943 do małej osady rybackiej na wybrzeżu Atlantyku. Zamieszkuje w domu należącym niegdyś do rodziny Fleischmannów, których dziewięcioletni syn Jacob utonął w morzu. Od pierwszych dni dzieją się tutaj dziwne rzeczy; nocą w ogrodzie Max widzi posągi artystów cyrkowych. Dzieci poznają kilkunastoletniego Ronalda, od którego usłyszą różne ciekawostki o miasteczku i o zatopionym pod koniec wojny statku. Poznają również dziadka Ronalda, latarnika Victora Kraya. To on opowie im o złym czarowniku, Księciu Mgły, który gotów jest spełnić każde życzenie lub każdą prośbę, ale w zamian żąda bardzo wiele.Coś, co dzieciom wydaje się jeszcze jedną miejscową legendą, niebawem okazuje się zatrważającą prawdą."

Książka wpadła mi w oko, podczas przechadzania się po miejskiej bibliotece. Jakoś tak wyszło, że nie była wypożyczona, co mnie niezmiernie zdziwiło, bo zwykle pozycje pana Zafóna są licznie okupywane :). Tak więc wyszłam stamtąd rozradowana, z "Księciem Mgły" w ręce.

Akcja książki rozgrywa się w niewielkiej osadzie rybackiej, położonej na wybrzeżu Atlantyku, w której praktycznie nic ciekawego się nie dzieje. Oczywiście, jak łatwo się domyśleć, są to tylko pozory, które mają chociaż chwilowo skutecznie przesłonić tę prawdziwą i niebezpieczną stronę maleńkiej wioski. Muszę przyznać, że autor ciekawie rozplanował tę akcję. Mimo, że pozycja ta ma około 200 stron, to same wydarzenia rozgrywają się na przełomie około 2 tygodni. Był to niesamowicie udany zabieg, przynajmniej w przypadku tej lektury, dzięki któremu miło, szybko i przyjemnie się ją czytało. Samo tempo akcji, również było niezwykle zawrotne. Jak zapewne wiecie, ja właśnie takie uwielbiam i tym razem również mi się podobało. Wydarzenia następowały jedno po drugim, wątki rozwijały się stopniowo, wszystko było starannie zaplanowane. Można też zauważyć, że autor "Księcia Mgły" ma słabość do porównań i metafor, które często się tu pojawiały. Ogromne brawa należą się również za dobre wyczucie czasu powieści - myślę, że gdyby pan Zafón zdecydował się na umieszczenie bohaterów i miejsca akcji w czasie współczesnym, zabrakłoby całego charakteru i tajemniczości, jakie nosi w sobie ta pozycja. Nie wolno też zapomnieć o barwnych, pełnych epitetów opisach, które, coś mi się zdaje, są wizytówką autora. Nie mogę jednak stwierdzić tego na pewno, jest to bowiem moje pierwsze spotkanie z pozycją tego pana.

"W tej samej chwili pod ich stopami rozległ się metaliczny łoskot. Wszyscy spojrzeli po sobie.
- Wasz ojciec w akcji - mruknęła Andrea carver, dopijając kawę."

Bohaterowie byli wykreowani naprawdę niezwykle. Nie od pierwszego momentu dowiedziałam się o nich wszystkiego, co w sumie tylko wzmagało potrzebę przewracania kolejnych kartek. Cechy każdego z nich są rozwijane stopniowo, co miało wpływ na akcję, w większości, pozytywnie. Max, który nie wiem dlaczego, ale podejrzanie przypominał mi Felixa z serii pana Kosika, był chyba moją ulubioną postacią. Wiecznie czegoś poszukiwał, był dociekliwy, dokładny, ale i sprytny oraz niezwykle bystry. Polubiłam go zwłaszcza za wrodzoną nieustraszoność i chęć odkrywania wszystkiego co tylko mu się natoczyło. Nie ważne, czy było to potrzebne, czy nie :). Alicja również stała się dla mnie niesamowitą bohaterką. Miała zadziorny i dowcipny charakter, przez co mogliśmy doszukać się w lekturze paru śmieszniejszych scen z jej udziałem. Z najmłodszą z rodzeństwa, Iriną, możemy spędzić naprawdę niewiele czasu, jako, że dzieje się takie pewne wydarzenie, którego na razie nie będę Wam zdradzać :D. Wydawała mi się ona jednak rezolutną, chociaż chwilami nieco zbyt naiwną dziewczynką. Ostatnią postacią, o której warto powiedzieć parę słów jest Roland. Zupełnie nie spodziewałam się za strony autora takiego zwrotu akcji, który miał miejsce pod koniec książki i do głębi mną wstrząsnął. Tego z kolei chłopaka ceniłam za odwagę, brawurę, ale i prostotę, jaką się odznaczał.

"- Maksie, skończ z pająkami, zanim wybuchnie wojna - poprosił Maximilian Carver zmęczonym głosem.
- Mam je zabić, czy tylko postraszyć? Mogę im na przykład powykręcać nóżki - zaproponował Max.
- Dosyć już - ucięła matka."

Lektura zdecydowanie polecam wszystkim, którzy lubią fantasy i nieco horroru w jednym. Z pozoru, jest to tylko lekka, nie zobowiązująca książka, gdzieś tam jednak dogłębnie można doszukać się ukrytego motywu - bo przecież wszystko ma swoją cenę, prawda? Właśnie to chciał nam pokazać autor, obrazując to pod postacią przyjemnej książki, którą miło się czyta zawsze i wszędzie.

Książka zasługuje na ocenę 10/10 i 10 gwiazdek:
★  ★  ★  ★  ★  ★  ★  ★  ★  ★
________________________________________________________________________________


Książka bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę" :)

środa, 6 listopada 2013

Podsumowanie października

Witajcie!
Dzisiaj coś innego, jak pewnie zauważyliście po tytule. Otóż zdecydowałam, że co miesiąc na blogu będą pojawiały się podsumowania. Takie krótkie posty o tym, ile książek przeczytałam w danym miesiącu, jak to wyglądało z obserwatorami itp. Wiem, że aktualnie mamy już listopad i trochę to wszystko spóźnione, ale jestem baaardzo zawalona różnego rodzaju pracami, sprawdzianami, kartkówkami itd. no i nie ma jak i kiedy pisać. Tak więc podsumowanie:

Miesiąc: Październik 2013

Liczba przeczytanych książek: 6
Liczba zrecenzowanych książek: 5
Recenzje, które pojawiły się na blogu:
1. "Córka dymu i kości" Laini Taylor [recenzja]
2. "Skrzydła Laurel" Aprilynne Pike [recenzja]
3. "Naznaczona" P.C Cast i Kristin Cast [recenzja]
4. "Niezgodna" Veronica Roth [recenzja]
5. "Kosogłos" Suzanne Collins [recenzja]
Najchętniej odwiedzana przez Was recenzja: "Skrzydła Laurel" Aprilynne Pike

Najlepsza książka: "Niezgodna" Veronica Roth
Najgorsza książka (której recenzja pojawiła się w tym miesiącu): "Kosogłos" Suzanne Collins


Liczba wyświetleń: 1 239 (!!! dziękuję, wielcy jesteście :3!!!)
Liczba komentarzy (waszych :)): 27
Liczba nowych polubień na facebooku: 9

Chyba to tyle jeżeli chodzi o październik i jego podsumowanie :). Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was tymi moimi liczbami xD. Tymczasem w listopadzie - nie ma zmiłuj. Już teraz dość dobrze mi idzie z pierwszą pozycją, a dalej zobaczymy :D. Ale mam nadzieję na poprawienie swoich statystyk - oczywiście tych na których jakiś tam malutki wpływ mam ;3.

________________________________________________________________________________
I tak jeszcze coś - jak widzieliście blog cały czas zmienia wygląd, treść nagłówki itp. Cieszę się jednak, że jest taka pewna, dobra duszyczka która zajęła się sprawami organizacyjnymi i wygląd wzięła w swoje łapki! Chodzi mi tutaj o Martę [jej blog: KLIK ], także dziękujemy jej serdecznie i wchodzimy na bloga - na pewno się ucieszy!

Udanego czytelniczego listopada moi mili!




niedziela, 3 listopada 2013

"Elena. Wygrać z losem"

Tytuł: Elena. Wygrać z losem
Autor: Nele Neuhaus
Wydawnictwo: Media Rodzina

"Elena:
Konie to cały jej świat, a stadnina to jej życie. Wyjątkowo troskliwą opieką Elena otacza ukochanego konia o imieniu Fritzi, który jako źrebię uległ ciężkiemu wypadkowi. Ojciec spisał go na straty, lecz ona nie zrezygnowała z ukochanego ogiera. Z pomocą Melike i Tima, dwójki najlepszych przyjaciół, i w największej tajemnicy zaczęła go trenować. Tim nie tylko jej pomaga - na jego widok Elena czuje przyspieszone bicie serca. Los jednak bywa przewrotny, bo to jedyny chłopak na świecie, w którym nie wolno jej się zakochać! Ich rodziny od lat są skłócone. Nastolatki wspólnie spróbują poznać przyczynę nienawiści i przy okazji natkną się na mroczną tajemnicę..."
Opis pochodzi z książki.

O książce praktycznie w ogóle nie słyszałam jako, że dopiero niedawno miała miejsce jej premiera. Niesamowicie jednak zaintrygował mnie sam opis lektury, ponieważ uwielbiam tematykę związaną z końmi. Co prawda ani nie jeżdżę konno, ani nie znam się za bardzo na tych zwierzętach, jednak muszę przyznać, ciekawie się o nich czyta. Na początku sądziłam, że będzie to pozycja niezwykle podobna do "Heartlandu" Lauren Brooke, jednak muszę przyznać, że są to tylko pozory - w rzeczywistości nawet ciężko porównywać mi obie te książki.

"Po kilku chwilach dotarli na skraj lasu i wjechali między drzewa. Tam nie czuło się wiatru i gdyby nie poruszające się czubki drzew, słychać by było jedynie stukot kopyt. Przez drogę bezgłośnie przemknęła sarna. Spojrzała zaskoczona, zamarła na kilka sekund, a potem eleganckim krokiem zniknęła w ciemności."

Na początek warto powiedzieć, że oczekiwałam czegoś zupełnie innego po opisie książki. Nie mówię, że coś było na plus, coś na minus, jednak podejrzewałam, że będzie to historia o koniach i miłości do nich, z tajemnicą w tle. Tymczasem w większości akcja dotyczy trudnej sytuacji rodziny Weilandów oraz oczywiście pasji Eleny. I nawet mimo tego, że ta mroczna i przerażająca tajemnica z opisu dość szybko się rozwiązuje, to jednak nie mogę narzekać na to, że autorka tym samym skazuje nas na nudny ciąg dalszy. Akcja bowiem ma swoje ustalone tempo, które miejscami przyspieszało, miejscami zwalniało. Cieszę się również, że pozycja nie była kopią "Heartlandu". Było oczywiście wiele podobnych motywów, ale także wiele różniących się wątków. Jestem więc niezwykle ciekawa dalszych części i tego, jak dalej autorka pociągnie tę serię.

Jako do pierwszej, warto by przejść do kwestii Eleny. Jak niemalże każdy główny bohater, chwilami mnie drażniła, chwilami sprawiała, że razem z nią czułam smutek, a jeszcze kiedy indziej chciałam, jak ona, powiedzieć parę niezbyt miłych słów do co poniektórych bohaterów. Muszę szczerze przyznać, że niektóre pomysły, które przychodziły jej do głowy (i które, ku mojemu zdziwieniu realizowała!) nadawały trochę zawrotności, ale i zaskoczenia w akcji. Generalnie więc mogę szczerze stwierdzić, że miło by było, gdybym ją spotkała :). Moją uwagę już od początku przykuwała jedna postać - Melike. Bezpośrednia, otwarta, wesoła. Była takim promyczkiem słońca dla Eleny, gdy ta miała swoje gorsze chwile. Bardzo ją polubiłam, nie tylko za to co robiła dla przyjaciółki, ale po prostu za jej ogólny sposób bycia. Tim natomiast, odkąd stał się dla Eleny kimś więcej, niż tylko dobrym kolegą, również nie drażnił mnie swoim charakterem. W pewnym sensie on też odczuwał tęsknotę i miłość do Eleny, ale na szczęście nie rozwinęło się z tego jakieś chore uczucie. Na pewno był to plus.

"Jego twarz rozjaśnił niepewny z początku uśmiech.
- Serio? - chciał wiedzieć.
- Zupełnie serio. - Uśmiechnęłam się, a potem zaczęłam jednocześnie płakać i się śmiać. Tim też się rozpromienił."

Muszę jednak przyznać, że rzeczy, które mi się nie podobały, także było kilka. Po pierwsze - nastroje Eleny. Mimo, że w większości zachowywała się rozsądnie i dorośle, to chwilami jej emocje zmieniały się o 180 stopni i przypominała trochę rozkapryszoną dziewczynkę. Według mnie, miała też za mało pewności siebie, nie była typem silnego charakteru. Kolejną rzeczą było ogólnie, słabe wykreowanie bohaterów. Tylko co poniektórzy naprawdę pozostali mi w pamięci na stałe. Reszta, muszę z bólem przyznać, że była mało wyraźna, taka bez jakiś konkretnych cech charakteru. A szkoda - wielu z nich wyglądało mi z początku na kogoś zupełnie innego, lepszego.

Mogę więc, zgodnie z prawdą powiedzieć, że nie była to lektura skłaniająca czytelnika do rozważań i przemyśleń, ale lekka, przyjemna, relaksacyjna pozycja, po którą sięgałam po to, by miło spędzić czas. Czekam więc teraz z niecierpliwością na kolejne tomy!

Książka zasługuje na oceną 7/10 i 7 gwiazdek:
★ ★★ ★★ ★★

Za książkę dziękuję wydawnictwu Media Rodzina