środa, 22 czerwca 2016

Trzmielowe rajstopy i czerwona sukienka, czyli ekranizacja książki Jojo Moyes w końcu w kinach ["Zanim się pojawiłeś - film]

źródło
Tytuł: Zanim się pojawiłeś
Reżyser: Thea Sharrock
Obsada:
Emilia Clarke - Lou Clark
Sam Clafin - Will Traynor
Matthew Lewis - Patrick

Lou mieszka w niewielkim, angielskim miasteczku, gdzie życie biegnie niespiesznie. Dziewczyna pracuje w niewielkiej kawiarni "Bułka z masłem", starając się związać koniec z końcem w rodzinie. Wszystko biegnie starym, dobrym torem, dopóki niespodziewanie jej dotychczasowe miejsce pracy nie zostaje zamknięte, a Lou nie zostaje zmuszona do desperackiego poszukiwania nowego zajęcia. Wtedy właśnie po raz pierwszy poznaje Willa - młodego, zamożnego, niepełnosprawnego bankiera, którym ma się opiekować. Ta znajomość odmieni ich oboje - dając nadzieję na lepsze jutro.


źródło
Po fenomenie Gwiazd naszych wina przyszła mode na łzawe melodramaty, każdy kolejny coraz bardziej łzawy od poprzedniego. I o ile fanką powieści Johna Greena (oraz ekranizacji książki) byłam, jestem i będę, o tyle kolejne "kopie" tej historii już nie za bardzo mnie kręcą. Dlatego nawet po pierwszych zapowiedziach i trailerze, nie do końca czułam się przekonana do seansu. Skusiły mnie jednak pozytywne opinie i obsada - fanką Gry o tron może i nie jestem, ale Igrzysk Śmierci już tak. Trudno było więc odmówić sobie chęci zobaczenia filmowego Finnicka w trochę innym świetle.

Film w reżyserii pani Sharrock to w stu procentach melodramat - tyleż smutny, co i zabawny, z uczuciem między głównymi bohaterami, niemal wydzierającym z każdego kadru. Nie ukrywam, że to także piękna, chociaż miejscami nieco mało realistyczna historia - czy jednak piękna na tyle, bym mogła w pełni zgodzić się z wszystkimi zachwytami?

źródło
Mimo niesamowicie przekonującej gry aktorów (i cudownego Sama Clafina) mam wiele wątpliwości i trochę żalu do filmowej adaptacji powieści pani Moyes. Mimo że książki nie czytałam (co uważam za poważne przewinienie - wiecie, najpierw książka, potem film), to odnoszę wrażenie, że ta ekranizacja została niesamowicie... spłycona. Nie poprzez fabułę, ale rozwinięcia niektórych wątków i zakończenie - biorąc pod uwagę dobry początek, sama końcówka zdawała się zbyt szybka, jakby kompletnie nie pasująca do tego, co wcześniej zafundowała nam reżyserka.

Poza tym, niesamowicie i niezmiernie denerwowała mnie główna bohaterka. Znaczy, nie przez cały film, ale były momenty, kiedy ten jej charakterystyczny entuzjazm wydawał się nie tyle zaraźliwy, co irytujący. To sprawiało, że trudno było mi się skupić na samej historii, a film nagle stawał się zbyt cukierkowy i przerysowany - szczęśliwie, nie było tak przez cały seans.

źródło
Zanim się pojawiłeś zdecydowanie nie jest jednak złą produkcją - to ciekawy, miejscami wzruszający (chociaż nie, jak się spodziewałam, poruszający), miejscami zabawny film, który można z pewnością polecić na nudne popołudnie. Chyba największym rozczarowaniem było dla mnie, że ta produkcja nie dotknęła mnie, nie sprawiła, że myślami wciąż wracałam do historii Lou i Willa. Nie wiem, czego w niej zabrakło, ale wydaje mi się, że mnie już takie filmy przestały ruszać - podejrzewam, że po prostu za dużo już ich na rynku.

15 komentarzy:

  1. Też myślę, że ją spłycili, co nie zmienia faktu, że nie oczekiwałam po niej niczego wielkiego. Książka wygrywa, ale miło że przenieśli to na ekran. Ale pewnie zapomnę o tym filmie jak tylko szum wokół niego się skończy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - ja też o filmie nie będę zbyt długo pamiętać, ale korci mnie, żeby sięgnąć po książkę. Może nie okaże się arcydziełem, ale mam wrażenie, że zdecydowanie bije ekranizację na głowę.

      Usuń
  2. Moim zdaniem to właśnie zarówno Green jak i Moyes publikowali w podobnej tematyce, gdy w Stanach akurat była 'faza' na te tematy, pomijając fakt, że to Jojo wypuściła swoją powieść pierwsza (więc ciężko to nazwać naśladowaniem :D ). Zdecydowanie powinnaś przeczytać książkę, bo zmienia ona obraz zarówno Lou jak i Willa. W moim przypadku, film bez znajomości powieści jest dobry, ale to, co naprawdę sprawia, że jest genialny to właśnie te niedopowiedziane sceny z powieści (bo oczywiście nie da się zawrzeć wszystkiego w ograniczonym czasie). Twórcy postawili na pokazanie najważniejszych scen, być może zapominając, że prawdziwa głębia tej historii skupia się na przeżyciach wewnętrznych rozterkach głównych bohaterów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie zaskoczyłaś - byłam pewna, że Green był pierwszy :D Książkę rzeczywiście powinnam przeczytać, ale po filmie jakoś ciężko mi się do niej zabrać. Chyba ta (jak dla mnie) dość przeciętna ekranizacja sprawiła, że historii Lou i Willa mam chwilowo dość, ale nie wykluczam sięgnięcia po powieść :) Tych przeżyć wewnętrznych właśnie mi chyba brakowało - dużo scen wdawało się mocno spłyconych właśnie przez takie detale.

      Usuń
  3. Mnie się film bardzo podobał. Książka dopiero przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, pewnie zależy co, kto od niego oczekiwał. Ja oczekiwałam dużo i trochę się przeliczyłam.

      Usuń
  4. Ja muszę najpierw przeczytać książkę i to koniecznie. A potem obejrzę film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się najpierw skusiłam na film i trochę tego żałuję... No ale książkę też bardzo chcę przeczytać i mam nadzieję, że mi się to uda w najbliższym czasie ;)

      Usuń
  5. Nie znam niestety książki. Podejrzewam, że tak jak Ty, najpierw obejrzę film. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki polecać jeszcze nie mogę, ale na Twoim miejscu wzięłabym się wpierw za książkowy pierwowzór - coś mi mówi, że jest dużo lepszy :)

      Usuń
  6. Ja uwielbiam i "Grę o tron", i "Igrzyska śmierci", za to Green jakoś mnie nie zachwyca, łącznie z jego "Gwiazd naszych wina". Jednak "Zanim się pojawiłeś" to historia, którą pragnę poznać - zarówno w wersji filmowej, jak i papierowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei Greena uwielbiam - może trochę z sentymentu, a może przede wszystkim poruszającej historii, jaką stworzył :)

      Usuń
  7. "Zanim się pojawiłeś" w wersji książkowej po prostu kocham. Gdy kończyłam ja czytać, byłam tak zapłakana, że w domu nie wiedzieli co się stało :P
    Na pewno sięgnę po kontynuację tej książki, jestem strasznie ciekawa dalszych losów głównej bohaterki.
    Film chciałabym bardzo obejrzeć i mam nadzieję, że dojdzie do tego w bliskiej przyszłości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak coś czuję, że książkowa wersja bardziej mnie poruszy niż filmowa. Jest kontynuacja?! Naprawdę? Jeny, ale ja zacofana jestem! :D

      Usuń
    2. Jest jest :D "Kiedy odszedłeś" musi wpaść w moje łapki :D

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Każdy, nawet najmniejszy na pozór ślad Twojej działalności na tym blogu znaczy dla mnie bardzo wiele - jest motywacją do dalszej pracy i działania, a czasami także do zmian i poprawy, więc dziękuję Ci za tę chwilę uwagi :)