Tytuł: Niezgodna
Reżyser: Neil Burger
Obsada:
Shailene Woodley - Beatrice "Tris" Prior
Theo James - Tobias "Cztery" Eaton
Ansel Elgort - Caleb Prior
Na ruinach Chicago utworzona została nowa społeczność, w której mieszkańcy zdecydowali się podzielić na pięć frakcji - Altruizm, Prawość, Erudycję, Serdeczność i Nieustraszoność. Każda z nich prezentuje inną cechę charakteru - bezinteresowność, uczciwość, inteligencja, życzliwość i odwagę. Każdy szesnastolatek jest poddawany specjalnemu testowi predyspozycji, który ma na celu pomoc w wyborze przyszłej frakcji - ci, którzy nie pasują nigdzie, zostają wydaleni na margines społeczeństwa i nazywa się ich bezfrakcyjnymi. Są także tacy, do których pasują cechy paru frakcji - takie osoby nazywane są Niezgodnymi i to one właśnie najbardziej zagrażają uporządkowanemu systemowi społeczności.
Beatrice w chwili ukończenia szesnastu lat, staje przed trudnym wyborem. Ma zadecydować, czy zechce pozostać w dobrodusznych Altruistach, czy zmierzyć się z życiem pełnym niebezpieczeństw w frakcji Nieustraszonych. Wybierając te drugie, skazuje się jednocześnie na życie z dala od najbliższych. Przejście przez trudne szkolenie dla nowicjuszy, zmierzenie się z lękami i odkrycie siebie na nowo w tym pełnym brutalności świecie staje się dopiero początkiem drogi. Tris będzie musiała poświęcić wszystko, w co do tej pory wierzyła i stanąć do walki w obronie tego, co słuszne...
Na tę ekranizację czekały zastępy wiernych czytelników - trylogia Veronici Roth zyskała światową sławę i została doceniona m.in przez magazyn "New York Times", "Wall Street Journal", czy "Publishers Weekly". Prawie 45 000 entuzjastycznych ocen na portalu zagranicznym Goodreads, także mówi samo za siebie. Więc kiedy rok temu (4 kwietnia 2014 roku w Polsce i 18 marca 2014 na świecie) do kin wreszcie, po długich oczekiwaniach, domysłach i przewidywaniach zawitał film, byłam zaskoczona ilością nieustających dyskusji na temat ekranizacji. Coś mnie jednak tknęło i postanowiłam, że film obejrzę dopiero, kiedy ten medialny szum przycichnie. I dopiero jakiś czas temu trafiła mi się rzeczywiście taka okazja. Jakie jest więc moje zdanie o ekranizacji Neila Burgera?
Myślę, że czytelnicy, którzy szczególnie lubują się we wszystkiego rodzaju dystopiach i antyutopiach już nie raz słyszeli słynne porównanie "Niezgodnej" do trylogii "Igrzysk Śmierci" Suzanne Collins. Ileż to naczytałam się o tym, jak to niby te dwie książki podobne są do siebie światem przedstawionym, pomysłem na fabułę, czy rozwiązaniami, jakie zastosowały autorki. I rzeczywiście, w niektórych momentach dostrzegałam jakąś nić łączącą obie te powieści (i ekranizacje), jednak moim skromnym zdaniem, "Niezgodna" nie dorównuje sukcesowi "Igrzysk Śmierci" z wielu powodów. Jednym z nich bez wątpienia pozostaje świat przedstawiony i sam pomysł na fabułę.
To, co trzeba bez wątpienia przyznać reżyserowi filmu o słynnej Tris Prior to fakt, że Burger bardzo dokładnie odwzorował powieść Roth, zachowując pierwotny pomysł autorki i wszystkie jej koncepcje. Niestety, ze ze względu na to, że książkowa wersja nie należała do arcydzieł, podobnie było z ekranizacją. Na tym polu problem stwarzały przede wszystkim przewidywalność i banalność fabuły. Dla odbiorcy, który szuka w filmie jakiegoś głębszego przesłania, ta produkcja będzie jedynie stratą czasu, bo akcja filmu nie przedstawia powodów do refleksji. Przede wszystkim, miałam wrażenia, jakby większość scen była kręcona na siłę, byleby upodobnić je do innych, znanych produkcji. Z pewnością wpływ na to mieli aktorzy, którzy przyczynili się do takiego a nie innego odbioru przeze mnie filmu.
Shailene Woodley do tej pory uważałam za dość dobrą, rozwijającą się dynamicznie aktorkę. Prawda jest taka, że widziałam ją w zaledwie dwóch produkcjach, ale po zobaczeniu kinowego hitu "Gwiazd naszych wina" nie mogłam nic zarzucić ani jej samej ani jej grze aktorskiej. Hazel w jej wykonaniu była cudowna, odwzorowana perfekcyjnie, rzeczywista i prawdziwa, żywa i pełna oryginalności, którą wyczuwałam siedząc jako widz w kinie. Liczyłam więc, że w "Niezgodnej" nie tylko pokaże pełen potencjał swoich możliwości, ale i zaprezentuje się dość pozytywnie w czymś zupełnie nowym i odmiennym. Tymczasem Tris nie tylko wiele straciła w moich oczach, ale była moim zdaniem najgorszą bohaterką w tym filmie. Nierozważna, bez wyrazu, do bólu sztuczna postać, podobna do tysiąca innych. Po ekranizacji "Niezgodnej" nie tylko miałam mętlik w głowie jeśli o całą fabułę chodzi, ale nie wiedziałam także, co finalnie mam sądzić o tej aktorce.
Z początku, uważałam dobór Theo Jamesa jako Cztery za dość trafny, biorąc pod uwagę moje wyobrażenie o tej postaci. Im jednak dalej oglądałam, tym bardziej byłam rozczarowana jego grą aktorską. Myślę, że aktor powinien poważnie popracować nad mimiką, która w co drugiej scenie była taka sama, co zdecydowanie nie wpływało na pozytywny odbiór postaci.
"Niezgodna" nie jest oczywiście filmem, w którym dostrzegam jedynie słabe strony, ale niestety, w głównej mierze to one składają się na ten film. Jeśli jednak wziąć pod uwagę dobre strony, to muszę powiedzieć, że podobało mi się, że film był dynamiczny i cokolwiek wciągający, aczkolwiek chyba nie na taki sposób zagłębienia się w filmie liczyłam. Poza tym jednak, podobał mi się sposób przedstawienia kwatery Nieustraszonych - podobnie jak w książce, to był istny labirynt, który krył swoje tajemnice, poza tym mroczny, ciemny i mocno niebezpieczny. Ciekawa okazała się także sama organizacja życia w społeczności Niezgodnych - wszystko tak, jak sobie wyobrażałam. Były słynne sceny rzucania nożami (chyba jedne z moich ulubionych), brutalne treningi, gry Nieustraszonych, które choć niebezpieczne, to jednak stwarzały pole do popisu dla tej frakcji - kreatywność pod względem doboru scenerii podczas tych scen okazała się nieoceniona, bo te momenty oglądało się z prawdziwą przyjemnością.
Przedstawienie głównego problemu, czyli walki Niezgodnych z systemem władzy w społeczeństwie okazało się do bólu schematyczne i mocno nieciekawe. Tris była tą, na której barkach spoczęło odpowiedzialne zadanie wyzwolenia ludzi spod (coraz brutalniejszej) władzy Erudytów i wywiązała się z tego zadania z nawiązką. Tyle tylko, że kiedy bohaterce większość rzeczy cudownie się udaje, to film zaczyna się robić dosyć nudny. Przewidywalność niektórych momentów była tak widoczna, że zdziwiłam się, że sam reżyser wraz z autorką powieści, nie postanowili czegoś zmienić, tak, żeby wprowadzić jakiś element zaskoczenia i zszokowania dla widza.
Może i "Niezgodna" nie należy do gatunkowo słabych filmów, ale moim zdaniem nie jest to produkcja, która zasługuje na ogólnoświatowy sukces. Co z tego, że jest wciągająca, kiedy nie mamy szansy wynieść z niej żadnych konkretnych wartości. To nie jest film, o którym będziecie rozmyślać tygodniami, no chyba że jesteście fanami wątku romantycznego lub też jesteście niezwykle ciekawi, jak ta historia dalej się potoczy. Przede mną jest jeszcze ostatni tom trylogii Veronici Roth, jednak czuję, że prędko po niego nie sięgnę, także przez fakt, że dalsze losy Tris Prior nie interesują mnie w takim stopniu, aby książkę natychmiast przeczytać. Podobne odczucia mam względem ekranizacji i dlatego, mimo że w kinach gościła już 20 marca, kontynuacja "Niezgodnej" nie jest dla mnie priorytetem do obejrzenia. Jeśli więc szukacie czegoś banalnego, lekkiego, nieco schematycznego, to ten film jest dla Was idealny, ja jednak czuję, że powoli wyrastam z tego typu produkcji i zdecydowanie wolę coś, z czego wyniosę konkretne refleksje.
Ja ekranizację bardzo lubię, a to książka już jest średnia i moim zdaniem do ekranizacji wyciśnięto wszystko co najlepsze.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, patrząc z perspektywy czasu to ani film ani książka mnie specjalnie nie zachwyciły, ale są przecież gusta i guściki ;)
Usuń