piątek, 10 stycznia 2014

Uwięziony w celi 25...

Tytuł: Michael Vey. Więzień celi 25
Autor: Richard Paul Evans
Wydawnictwo: Fabryka Słów



Jestem MICHAEL VEY.
Jestem więźniem samego siebie. To moja historia. Może trochę dziwna, lecz moja.
Mam 14 lat i jestem zwyczajnym nastolatkiem jakich wielu. Jak ty i twoi rówieśnicy. Czasem zwracam na siebie uwagę przez moją chorobę - zespół Tourette'a - spokojnie, da się z tym żyć!
Mam w sobie coś jeszcze - prąd elektryczny. Nie wszyscy o tym wiedzą. To czyni mnie wyjątkowym. Z tego właśnie powodu ktoś stara się mnie złapać.

Gdy sięgałam po pozycję, w bibliotece, byłam niezwykle szczęśliwa. W końcu tyle o niej słyszałam, już nie tylko pozytywnych opinii sklepów, ale i bloggerów. Opis był nie tylko obiecujący, ale i intrygujący, zaciekawił mnie do spróbowania, takiego właściwie miksu fantastyki i elementów science - fiction. Miałam nadzieję na dobrą mieszankę. Tymczasem zawiodłam się i to ogromnie.

Fabuła rozgrywa się w Iadaho - stanie, w którym główny bohater mieszka wraz ze swoją mamą. Ma tam także najlepszego przyjaciela Ostina - geniusza z wszystkich możliwych dziedzin wiedzy. Kiedy Michael po raz pierwszy zamienia słowo z Taylor, jedną z najsłynniejszych dziewczyn w szkole, na myśl mu nie przyjdzie, jak bardzo te parę zdań wpłynie na jego życie. Już wkrótce okaże się, że jego skrycie strzeżona tajemnica, ma ujrzeć światło dzienne...

Akcja książki, chociaż po opisie zapowiada się na żwawszą, to jednak zaczyna się właściwie dopiero w połowie pozycji. Trochę mnie to podłamało, bo szczerze powiedziawszy, myślałam, że wydarzenia zaczną się dziać jedno po drugim, od razu. Tymczasem przez pierwsze sto parę stron mamy okazję poznać bohaterów, zaznajomić się z sytuacją i dowiedzieć się czegoś o ich zdolnościach. Szczerze powiem, że trochę było to nużące. Nie lubię, kiedy ktoś na siłę stara się dodawać kolejne cechy bohaterowi i rozwijać kolejny nic nie znaczący wątek, tylko po to, by zaraz go zakończyć. Odnosiłam wrażenie, że autor celowo bawi się z czytelnikiem, byle tylko opóźnić akcję. W tej części lektury zauważyłam także, iż język książki został użyty niewłaściwie. W momentach, w których można było użyć bardziej potocznych wyrazów, autor użył tych niezwykle oficjalnych i na odwrót. Na jaw wychodzi zatem albo niedokładność i brak precyzji w pisaniu pozycji, albo brak doświadczenia autora. Jednak po ilości wydanych przez niego książek, bardziej pasuje mi tutaj opcja druga. Oczywiście, nie wszystkie elementy wyszły na minus. Kiedy akcja zaczęła nabierać tempa, mieliśmy możliwość obserwować bohaterów, ich sposoby radzenia sobie z przeciwnościami. Dodatkowo, pojawiły się nowe postacie, miejsca. Muszę stwierdzić, że niektóre z nich były na tyle intrygujące, że stały się głównym powodem, dla którego mam wielką ochotę na drugą część. Pozytywnie działała na czytelnika także współpraca i chęć działania Taylor, Ostina i Michaela. Na myśl po raz kolejny nasuwa mi się skojarzenie z "Harry'm Potterem" i słynnym trio, które w obu przypadkach jest w stanie pokonać każdą trudność i przeciwieństwo losu. Oczywiście sam charakter postaci i relacje między nimi trochę różniły się od tych, które stworzyła J.K.Rowling, nie mniej jednak sądzę, że zamysł autora w tym kierunku był podobny. Poza tym, podobało mi się zakończenie - emocjonujące i takie, jak sobie wyobrażałam. Ponadto, pod koniec książki ma też miejsce ostateczny pojedynek pomiędzy tą dobrą, a tą złą stroną. Fakt, że jednak nie został on do końca przedstawiony w pełni, motywuje mnie tylko do wyczekiwania kolejnej części.

"- Nichelle - powiedział Hatch.
I nagle moją głowę przeszył najgorszy ból, jakiego kiedykolwiek doznałem. Nichelle zawsze twierdziła, że Hatch ją powstrzymuje, teraz jednak po raz pierwszy jej uwierzyłem."

Bohaterowie, mimo iż część została wykreowana naprawdę fantastycznie, to jednak w większości nie podobali mi się. Główny bohater, Michael Vey, na początku wydawał mi się kapryśnym i nieznośnym chłopakiem. Z czasem, mój pogląd względem niego uległ zmianie, jednak wciąż niezbyt przepadam za tym bohaterem. Z pewnością posiadał zdolności i odwagę, dzięki którym nie raz udało mu się ujść z życiem, jednak w jego postaci brakowało nieco charyzmy. Zdawał się nie mieć własnego "ja" i podejmować niektóre decyzje zbyt pochopnie. Może w mniemaniu innych nie jest to wielki minus, ale ja nie przepadam za nierozważnymi bohaterami. Mimo wszystko, nie wyszedł tragicznie, chociaż nie podbił także mojego serca. Taylor, jak dla mnie była najgorszą z postaci. Mdła, bez charakteru, nie wnosiła do akcji kompletnie nic. Muszę wręcz stwierdzić, że rozdziały o niej śmiertelnie mnie nudziły. Ciekawie za to przedstawiała się postać Ostina, który, najmądrzejszy z całej paczki, nie raz wpadał na oryginalne i trafione pomysły, tym samym ratując całą ekipę. Przy kilku fragmentach z jego udziałem, muszę przyznać, że nawet się uśmiechnęłam, bo niektóre jego uwagi były szczególnie trafne.

"Ostin siedział z tyłu samochodu z kilkoma metalowymi tacami spiętrzonymi na wózku. Podniósł jedną z pokrywek.
- Hm. Kurczak cordon bleu - powiedział.
- Nie kradnij jedzenia - rzekłem.
- Właśnie ukradliśmy ich furgonetkę - powiedział Ostin. - Nie sądzę, żeby przejmowali się odrobiną resztek. Poza tym to może być mój ostatni posiłek."

Podsumowując, mogę stwierdzić, że może i nie była to katastrofa, ale też z pewnością nie książka, jaką będę polecać. Ogromnie zawiodłam się na fabule, nawet mimo ciekawego zakończenia. Szkoda, że autor nie rozwinął tak świetnego pomysłu na książkę, bo w moim odczuciu, można było wykorzystać go w zupełnie inny, lepszy sposób.

Moja ocena: 4/10 i 4 gwiazdki:
★★★★


Książka bierze udział w wyzwaniu "Czytam Fantastykę" :):


5 komentarzy:

  1. Super! Może zabiorę się za czytanie tej książki bo wydaję się ciekawa :)
    susan-susaan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba bohater który ma 14 lat to trochę za mało jak dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książkę czytałam dość dawno temu, ale z tego co pamiętam to wcale nie była taka najgorsza :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wnioskując z Twojej recenzji jest kolejna książka ze świetnym pomysłem, a gorszym wykonaniem. Opis rzeczywiście jest bardzo obiecujący, ale skoro nie polecasz to nie ma sensu zaprzątać sobie myśli tą pozycją :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie książka była trochę ponad przeciętna. Nie tragedia, ale i nie arcydzieło, ot przyjemna historia na jeden wieczór :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Każdy, nawet najmniejszy na pozór ślad Twojej działalności na tym blogu znaczy dla mnie bardzo wiele - jest motywacją do dalszej pracy i działania, a czasami także do zmian i poprawy, więc dziękuję Ci za tę chwilę uwagi :)