źródło |
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte
Fallon i Ben poznają się pewnego 9 listopada, w nie najbardziej sprzyjających okolicznościach. Chłopak, pod wpływem chwili, decyduje się bowiem pomóc jej w konfrontacji z ojcem, po której, mimo odmiennych planów, marzeń i celów w życiu, postanawiają spotykać się każdego 9 listopada, przez następne pięć lat, po to, by dalej pisać wymyśloną przez nich historię. Kolejne dni, tygodnie, miesiące przynoszą jednak zmiany w ich życiu, których ani Ben, ani Fallon się nie spodziewali. Czy uda im się wytrwać w złożonym sobie postanowieniu? Co stanie się po minionych pięciu latach?
Nie musicie mi mówić tytułu książki. Ani opisu. Ani treści. Ale wystarczy, że powiecie: Colleen Hoover. I od razu wiem, że książka jest warta przeczytania. Tak samo było i w wypadku tego tytułu. Opis mocno mnie zaciekawił, ale to, co liczyło się naprawdę, to to, że powieść jest napisana przez CoHo i to właśnie dlatego absolutnie musiałam ją mieć. Co mogę powiedzieć już po lekturze?
Tradycyjnie już, Colleen Hoover buduje nastrojową, pełną niedopowiedzeń i tajemnic historię miłosną, którą czyta się z zapartym tchem. I oczywiście, to, co typowe dla Hoover - skrzywdzeni bohaterowie, którzy skrywają więcej, niż nam się początkowo wydaje. A im dalej brniemy - tym sekretów przybywa. Autorka jak zwykle, umiejętnie łączy wątki, prowadząc niespodziewającego się niczego czytelnika do zakończenia - a im go bliżej, tym historia fikcyjna coraz bardziej różni się ode realnej...
Jak już zapewne wiecie, a z pewnością Ci, którzy z twórczością Colleen Hoover mieli już do czynienia, jest mistrzynią łamania serc i morza wylanych łez, które pozostają po lekturze. Jej historie prawie zawsze wzruszają lub przynajmniej chwytają za serducho i sięgają gdzieś głębiej. Patrząc po licznych opiniach, to jest właśnie powodem, dla którego jest ona tak bestsellerową autorką i dlatego też właśnie, November 9 w niczym nie ustępuje jej poprzednim powieściom. Też jest wzruszające i daje do myślenia. Z tą jednak różnicą, że dodatkowo sam pomysł na całą historię mocno mnie oczarował, a motyw dwóch równolegle toczących się opowieści - prawdziwej i fikcyjnej - zaintrygował.
Fallon i Ben to świetnie wykreowani, realistyczni bohaterowie z krwi i kości. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu podobieństwa między nimi a innymi postaciami z książek CoHo. Czasami wręcz miałam wrażenie, że Fallon to urodzona Sky z wrażliwością Sydney, zaś Ben w niczym nie ustępuje Deanowi, a jego zdolności artystyczne są żywcem zaciągnięte od Ridge'a. Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, z pewnością jednak nie mogłam się go pozbyć podczas lektury i z przykrością stwierdzam, że nieco przeszkadzało mi to w odbiorze książki. Nie na tyle jednak, by się w niej nie zakochać, rzecz jasna. A uwierzcie mi, w samej historii, w tym jak autorka rzuca bohaterom kłody pod nogi, jak manipuluje zarówno losami Fallon i Bena, jak i sercami czytelników, po prostu nie da się nie zakochać.
Zdaję sobie sprawę, że nie jest to książka idealna. Tak samo, jak zdaję sobie sprawę, że ma z pewnością wiele wad, o których nie wspomniałam, bo prostu przeoczyłam je w ferworze lektury, przemyśleń, emocji. Ale mimo wszystko, nie mogę się powstrzymać od jednego: Colleen Hoover znowu udowodniła, że nie bez powodu znajduje się na samych szczytach list bestsellerów, a jej powieści potrafią poruszyć do głębi i uleczyć.
Nie wiem, czy, decydując się na lekturę tej książki, będziecie mieli podobne przemyślenia jak ja (mimo że mocno w to wierzę). Wynika to przede wszystkim z tego, że ja, czytając książki tej autorki, nie jestem w stanie rozłożyć je na czynniki pierwsze i spójnie zawrzeć w recenzji. Nie czytam ich tak jak innych powieści - z podziałem na treść, bohaterów, akcję... Powieści tej autorki się po prostu czuje, a emocje towarzyszące lekturze zostają z czytelnikiem jeszcze na długo po jej zakończeniu. Z niecierpliwością czekam na kolejne powieści tej autorki, a tym, którzy jeszcze nic z jej twórczości nie czytali, mogę powiedzieć tylko jedno: nadrabiajcie.
Też tak miałam. Nawet nie czytałam opisu fabuły, tylko od razu jak się dowiedziałam, że zostanie wydana kolejna książka Colleen zapragnęłąm ją przeczytać <3 A November9 było cudowne ♥♥
OdpowiedzUsuńzabookowanyswiatpauli.blogspot.com
Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja czasami kieruję się autorem :D A widząc "November 9" na KTK już w ogóle wiedziałam, że to jeden z must have :)
UsuńCzytałam niedawno "Hopeless" i jestem pod wielkim wrażeniem, pomimo mojej miłości do postapo i horrorów. Muszę stwierdzić, że KONIECZNIE sięgnę po "November 9" pomimo licznych słów "Nigdy więcej New Adult". CoHo stała się chyba moją miłością i autorką wspaniałych bohaterów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam // Książki w Piekle ♥
Jeśli aż tak podobało Ci się "Hopeless", to "Maybe Someday" i "November 9" to must have. Nie jest pewna co do "Ugly Love", bo jest to dość... specyficzna lektura, ale także warta polecenia :)
UsuńZ książek tej autorki czytałam "Hopeless" oraz "Losing Hope" i nie powiem, aby wylały one ze mnie morze łez, ale trochę mnie jednak poruszyły :) Jeśli chodzi o inne tytuły, to "November 9" mnie raczej nie interesuje, ale mam w planach sięgnąć po "Maybe Someday".
OdpowiedzUsuńPo tylu pozytywnych recenzjach już wiem, że muszę sięgnąć po tę powieść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Helena z ksiazkinocy.blogspot.com