Tytuł: Johny Stargazer. Tajemnice Anturgii
Autor: Michał Łuczyński
Wydawnictwo: Novae Res
"Po latach kosmicznej tułaczki statek M12 dociera do nieznanej planety – Anturgii – zamieszkałej przez roślinopodobne organizmy zwane florytami.
Na pozór niegroźna planeta kryje wiele tajemnic. Zbiegiem okoliczności Johny wraz z dwójką przyjaciół ląduje na jej powierzchni, nie mając świadomości, że jego nieprzewidziane zachowanie zaburzyło misterny plan, uknuty wiele lat wcześniej na Ziemi. Załoga ratunkowa napotyka na szereg kłopotów. Porwanie Johny’ego, gwałtowne załamanie pogody, a także podrzucane przez nieznaną cywilizację łamigłówki zamieniają finał misji w walkę o przetrwanie." Ze strony zaczytani.pl
Science-fiction (fantastyka naukowa) to gatunek, który czytuję rzadko i często waham się przed jego lekturą. Czemu? Bo wbrew pozorom jest to gatunek trudny. Gatunek trudny to pisania oraz do czytania. Zwykle bowiem opiera się na pewnych schematach i trudno na tym polu być oryginalnym - bo z jednej strony trzeba na tyle rozwinąć fabułę, aby wnosiła coś nowego i świeżego, a z drugiej uważać, aby nie wyjść poza pewne ramy gatunku. W przypadku książki pana Michała Łuczyńskiego, mamy do czynienia z tym pierwszym przypadkiem i jedna z ważniejszych rzeczy, których mi w tej książce zabrakło to właśnie pomysł i oryginalność.
Opis zapowiada się obiecująco - jakaś tajemnicza planeta, misja w kosmos i perypetie głównych bohaterów. Miałam nadzieję, że poczytam o ciekawej, może nawet niekiedy zabawnej przygodzie, ale niestety moje oczekiwania nie zostały spełnione. Nie było tu bowiem ani ciekawej historii, ani nawet interesujących bohaterów. Do tego wszystko napisane nieco chaotycznym językiem.
Główny bohater, Johny, to chłopak, który uwielbiał pakować się w kłopoty. Szkoda tylko, że nie potrafił się z nich już sam wyplątać. Dlatego głównym tematem w książce były jego problemy, oraz dylematy i nawet pomimo niewielkiego skupienia na innych mieszkańcach Anturgii, to właśnie obraz chłopca przesłaniał całą fabułę. Bardzo przeszkadza to w odbiorze powieści, bo miałam wrażenie jakbym czytała książkę z perspektywy jednego problemu.
Poza tym, zmienność nastrojów zarówno przyjaciół John'ego, jak i ogółem wszystkich członków załogi była miejscami nie o tyle nudna, co wręcz śmieszna. W jednej chwili skakali sobie do gardeł, po to, by zaraz wyruszyć wspólnie na niebezpieczną misję. Sytuacji nie potrafił uratować nawet język - był nieciekawy i dziecinny, być może stąd mój osąd, iż pozycja ta najlepiej trafi w gusta młodszych.
Jedynym plusem była akcja, która jako tako szła do przodu, aczkolwiek z niewielkimi przeszkodami. Muszę jednak przyznać, że jeśli chodzi o dynamiczniejsze sceny, np. ucieczki, książkę czytało się dużo przyjemniej, można nawet stwierdzić, że wyglądało to tak, jakby ten dany fragment wyszedł spod pióra zupełnie innego autora.
Krótko podsumowując, książkę da się przełknąć, jednak zdecydowanie polecam ją młodszym czytelnikom. Czemu? Powód jest prosty - zarówno język jak i problemy głównych bohaterów wydają się być pisane dla tej grupy wiekowej, więc uważam, że ktoś, kto będzie wymagać od tej pozycji trochę więcej, może się zawieść.
Za pozycję dziękuję Wydawnictwu Novae Res!
Hm.. Może się skuszę na tą pozycję ;) [ Szept Myśli ]
OdpowiedzUsuńCoraz częściej sięgam po ten gatunek, lecz chyba tak jak Tobie niezbyt by mi przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńTen gatunek nie jest dla mnie, i nie skuszę się jednak na ta pozycję.
OdpowiedzUsuńSf to coś zdecydowanie dla mnie, jednak na tę książkę się chyba nie skuszę. ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo początkowo ksiazka mnie zainteresowała. S-f uwielbiam, ale skoro nie jest aż tak dobra, to może na razie odpuszczę, chyba że gdzieś ją przypadkiem spotkam.
OdpowiedzUsuń