Tytuł: Igrzyska śmierci. Kosogłos. Część 2
Reżyseria: Francis Lawrence
Gatunek: Science - Fiction
Obsada:
Jennifer Lawrence - Katniss Everdeen
Josh Hutcherson - Peeta Mellark
Liam Hemsworth - Gale Hawthorne
Woody Harrelson - Haymitch Abernatchy
Julianne Moore - Prezydent Alma Coin
Katniss Everdeen wraz z przyjaciółmi, znajdują schronienie w 13 dystrykcie, w którym przygotowują się na odwet skierowany przeciwko Kapitolowi. Za cel, postawili sobie przerwanie dyktatorskich rządów Snowa - prezydenta całego Panem, odpowiedzialnego za śmierć tysięcy ludzi. Katniss nie chce jednak być jedynie symbolem propagandy, tytułowym Kosogłosem, pokazywanym w telewizji i mediach, jako symbol rebelii. Dlatego wraz z grupką najbardziej zaufanych osób wyrusza do Kapitolu, by raz na zawsze doprowadzić rządy Snowa do końca. Czy bohaterskiej dziewczynie, która "igrała z ogniem" uda się raz na zawsze przywrócić pokój w państwie ogarniętym wojną? Czy kosogłos na zawsze pozostanie symbolem nadziei i wolności?
Uwaga! W recenzji mogą pojawić się spojlery dotyczące treści filmu/książki!
Do recenzji, jak sami widzicie, zabierałam się dość długo. Znaczy się, naprawdę długo, bo w końcu premiera filmu miała miejsce 20 listopada, a ja zabrałam się za pisanie krótko przed Nowym Rokiem, ale wciąż miałam coś innego do zrobienia/napisania i stąd to opóźnienie. Do tego dochodzi jeszcze inna kwestia - myślałam, że ocena ostatniej części ekranizacji słynnej trylogii pani Collins będzie dosyć jednoznaczna, jednak od kiedy tylko wyszłam z kina, nie mogłam się zdecydować, co też powinnam w niej napisać. Dlatego, mimo długiego czasu, który upłynął od premiery filmu, nie będę ukrywać, że zapewne moja recenzja będzie nieco chaotyczna - podobnie jak moje odczucia względem filmowej wersji
Kosogłosa. Części 2.
Zacznijmy od samej fabuły - z pewnością twórcom nie można zarzucić, że w jakikolwiek sposób zlekceważyli wydarzenia rozgrywające się w powieści. Chociażby ze względu na fakt, że ostatnia część trylogii, została przez reżysera podzielona na dwie części, daje pewną przewagę, w postaci możliwości dokładnego przedstawienia akcji
Kosogłosa. I rzeczywiście, tak właśnie jest. Nie można także odmówić ekranizacji świetnych efektów specjalnych, a także dynamizmu, którego tak bardzo zabrakło mi w ostatniej części trylogii Suzanne Collins. Skoro jest tak świetnie, to czego tak naprawdę się czepiam?
No właśnie i tutaj przechodzimy do sedna sprawy. Mimo tego, że do zarzucenia pierwowzorowi książkowemu miałam wiele, zdecydowanie nie mogłam odmówić mu jednego - emocjonalnej końcówki. Parędziesiąt ostatnich stron to była istna mieszanina szoku i niedowierzania, na którą warto było czekać, wynudzając się przez resztę książki. I na tym polu, niestety, film zawiódł. Spodziewałam się, że podczas sceny śmierci Prim, będę ryczeć jak głupia, tymczasem ten moment nawet mnie nie wzruszył. Śmierć Snowa? Miała być satysfakcja i radość, spodziewałam się też po prawdzie, trochę lepszego wykonania przez aktorów, ale przede wszystkim - za mało było w tym wszystkim takiego realizmu, jakie miały w sobie poprzednie części.
Nie jestem jednak kompletnie na nie - Jennifer Lawrence jak zwykle czarowała kreacją Katniss. Aktorkę cenię sobie także za inne jej role, które widziałam co prawda epizodycznie, ale zdążyłam zauważyć, że ma ona w sobie spory potencjał aktorski i trzymam kciuki, aby dalej rozwijała się w tym kierunku, w jakim się rozwija. Zawiódł za to całkowicie Josh Hutcherson. Jakoś nigdy nie lubiłam zbytnio tego aktora, ale całkowicie rozczarował mnie w finalnej części
Kosogłosa. Zero zaangażowania w graną postać, jedynie końcowa scena wyszła mu naprawdę dobrze. Reszta - powiedziałabym, na bardzo średnim poziomie. Myślę, że sporo do życzenia miała także gra aktorska Liama Hemswortha, który, podobnie jak Hutcherson, grał kompletnie bez życia i weny. Chyba jedyną postacią, która jak zwykle wnosiła nieco życia na ekran był Haymitch grany przez genialnego Woddy'ego Harrelsona, jednak poza tym, nie czuję, że głębiej w pamięć zapadła mi jakakolwiek postać.
Pomijając aktorów, warto skupić się na efektach specjalnych i scenografii. Bardzo podobały mi się sceny kręcone pod ziemią, w tunelach, które z pewnością do najłatwiejszych do wykonania nie należały, ale moim zdaniem, bardzo opłacało się poświęcić im tyle uwagi. Z pewnością nadrabiają wymienione wyżej minusy, bo dzięki świetnemu montażowi, widz ma wrażenie, jakby razem z bohaterami wędrował wszystkie te kilometry po to, by finalnie stawić czoła otwartej wojnie z Kapitolem.
Ponownie także mogę zapewnić Was, że będziecie walczyć razem z Katniss, uciekać wraz z garstką ocalonych z Dystryktu 13, czy knuć i spiskować przeciw znienawidzonemu dyktatorowi. O ile w niektórych (moim zdaniem - kluczowych) momentach brak klimatu, typowego uprzednio dla
Igrzysk śmierci o tyle w innych jest go wręcz za dużo (o ile to w ogóle możliwe).
Z pewnością ostatnia odsłona filmowej wersji powieści Suzanne Collins miała w sobie nieco melancholii, a przynajmniej dla tych, którzy na bieżąco śledzili premiery poprzednich części, z niecierpliwością wyczekując dalszych przygód naszego kosogłosa. Nie powiem, że i ja sama nie czekałam z niecierpliwością na finał serii, bo tak rzeczywiście było, chociaż nie zaprzeczam również, że już po pierwszej części kinowej wersji finału trylogii czułam lekki przesyt. Teraz jednak, jestem jednocześnie usatysfakcjonowana i zmartwiona faktem, że to już koniec przygody, którą każdy fan
Igrzysk Śmierci przebył z Katniss Everdeen.
Oczywistym jest, że każdy fan trylogii powinien, a nawet musi obejrzeć finałowy film przygód Katniss Everdeen. Podejrzewam, że większość z Was już to uczyniła, tym jednak, którzy się wahają, nie odradzam nawet kupna wersji DVD (kiedy się ukaże), bo w końcu warto postawić ekranizację
Kosogłosa. Części 2 obok innych filmów na półce. Moim zdaniem jednak, były rzeczy, które mogły pójść zdecydowanie lepiej i za które, czego nie ukrywam, jestem zła na reżysera i obsadę. Myślę jednak, że jakoś przełknę te moje sympatie i antypatie i sama, gdy już wypatrzę wersję na płycie, zakupię ją sobie, chociażby bo to, by dumnie stała obok innych w rządku i przypominała melancholijnie o całej przygodzie, jaką przeżyłam wraz z Katniss Everdeen i innymi trybutami.