sobota, 21 lutego 2015

Lęk, miłość i choroba, czyli o "Utracie" słów kilka

Tytuł: Utrata
Autor: Rachel Van Dyken
Wydawnictwo: Feeria

Kierstin zmaga się z demonami przeszłości już od dwóch lat. Zamknięta w sobie, cicha, spokojna, unika ludzi i wszelkich emocji. Przypadkowe zderzenie z pięknym nieznajomym niespodziewanie zmienia wszystko. Wes, miły, sympatyczny, wydawać by się mogło - idealny, powoli otwiera dziewczynę na świat i otoczenie. Ale każde z nich ma własne sekrety. Każde z nich boryka się z innymi problemami. A czas nie jest ich sprzymierzeńcem...

Rachel Van Dyken to znana i ceniona pisarka, przede wszystkim książek z gatunku NA. Jej pozycje, niejednokrotnie trafiały na listy bestsellerów "New York Times" i "USA Today". Kiedy nie pisze, uwielbia przesiadywać w Starbucksie, czy planować kolejne powieści.

"Utrata" zapowiadała się całkiem ciekawie - co prawda okładka nie zachwyciła mnie już od samego pojawienia się książki na rynku, ale opis brzmiał naprawdę ciekawie, więc szczerze mówiąc, żywiłam nadzieję, że autorka wniesie jakiś powiew świeżości do literatury NA, a jednocześnie będzie to powieść porywająca już od pierwszych stron. A jak wypadło naprawdę?

"Nie poddawaj się. Czasami myślimy, że Bóg napisał koniec, a tak naprawdę to dopiero początek."

Autorka dobrze radziła sobie z rozwinięciem akcji. Wbrew pozorom nie jest to łatwe w tego typu książkach, bo trudno zachować umiar między samą fabułą, a refleksjami bohaterów. W "Utracie" wszystko było wyważone, książkę czytało się łatwo, a, co najważniejsze, przyjemnie, bo styl pisania pani Dyken także bardzo skutecznie wprowadzał czytelnika w świat Kerstin i Wesa.

Pomysł na książkę nie był może nazbyt oryginalny, ale z drugiej strony nie ma też co liczyć na oryginalność, kiedy ktoś porusza taki temat. Ostatnio w końcu dużo jest pozycji o prawdziwej miłości, trudnych przeżyciach emocjonalnych bohaterów i ciężkich do podjęcia przez nich decyzjach. Rachel Van Dyken nie serwuje więc w "Utracie" czegoś zupełnie innego, świeżego, co mnie troszkę rozczarowało. Przyznaję jednak, że mimo powielenia schematu, historia okazała się miejscami zabawna, miejscami nawet wzruszająca, więc nie jestem całkowicie niezadowolona z lektury "Utraty".

Bohaterowie, chociaż z bagażem doświadczeń i na przysłowiowym "rozstaju dróg", zdawali mi się trochę zbyt wyidealizowani, jak na taką książkę. Ona - piękna, niesamowita, zabawna, on - przystojny, wysportowany, uśmiechnięty. Idealna para, która po spotkaniu siebie nawzajem, powoli zaczyna odkrywać przed sobą swoje sekrety. Owszem, łatwo mi przyszło zrozumienie dla ich sytuacji, ale zabrakło mi w nich realizmu. Dlatego nie jestem do końca przekonana, zarówno do Kerstin jak i do Wesa, ale nie zaprzeczam - dialogi tej dwójki potrafią wywołać uśmiech na twarzy.

Najbardziej chyba polubiłam przyjaciół głównych bohaterów - Lisę i Gabe'a. Obydwoje potrafią rozśmieszyć do łez, a ich chęć pomocy jest widoczna w promieniu kilku kilometrów. Nie było momentu, w którym nie cieszyłabym się z ich obecności, bo potrafili zarówno dobrze doradzić, jak i pocieszyć. Sama zazdroszczę Wesowi i Kerstin takich przyjaciół - są naprawdę cudowni!

"Słabość to tylko ból, który opuszcza nasze ciało."

Radziłabym wszystkim potencjalnym czytelnikom, aby nie nastawiać się na szczególnie głęboką i refleksyjną książkę - ona się taka może wydawać, ale w rzeczywistości, jeśli o mnie chodzi, częściej się śmiałam, niż wzruszałam. Proponuję podejść do niej z dystansem i lekkim przymrużeniem oka - wtedy na pewno przypadnie Wam do gustu :)

"Utrata" jest ciekawą i wciągającą, ale nie szczególnie oryginalną powieścią z nurtu NA. Prawdą jest, że książka jest trochę wyidealizowana, a bohaterowie nieco papierowi, ale myślę, że każdy (od czasu do czasu) ma ochotę poczytać jakąś lekką, niewymagającą szczególnego skupienia lekturę. Polecam na wieczór z ciepłą herbatką i kocykiem - na pewno takie połączenie Was nie zawiedzie :)

"Jeśli ktoś wygląda jak kanalia, cuchnie jak kanalia i gada jak kanalia, to prawdopodobnie jest cholerną kanalią."

Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Feeria!

11 komentarzy:

  1. Jakoś nie ciągnie mnie do tej książki. Okładka nie tyle nie zachwyca, co jest po prostu okropna. Opis wygląda jak ściąga z "Hopeless" i prawdę powiedziawszy w ogóle mnie do siebie nie przekonuje. Myślałam, że może jest chociaż poruszająca, czy wzruszająca, ale widzę, że i na tym polu się zawiodę. Fajnie, że jest zabawna i wciągająca, ale z łatwością znajdę masę innych książek, które są zabawne i przyjemne, ale także mądre i nie straszące mnie swoją okładką. Tak więc, na dzień dzisiejszy mówię nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od "Hopeless" nieco się różni, ale to prawda - "Utrata" jest po prostu lekkim, miejscami zabawnym romansidłem :)

      Usuń
  2. Chętnie bym przeczytala! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli polubiłaś Gabe'a, to drugi tom jest właśnie o nim ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ostatnio się dowiedziałam - czekam na premierę, chętnie poczytam o tej postaci ;)

      Usuń
  4. Kiedy zmieniłaś wygląd? :)
    Chętnie zapoznałbym się z tą książką, ale widzę, że w tym przypadku okładka jest bardzo mylna. Patrząc na nią spodziewałem się całkiem innej powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem niedawno - chyba tęskniłam za fantastycznym klimatem :P ja też patrząc na okładkę spodziewałam się zupełnie czegoś innego! ;)

      Usuń
  5. Książka leży na półce i czeka na moją atencję :D Chyba za niedługo się za nią zabiorę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W ogóle nie ciągnie mnie do tej książki. Jak dla mnie już sama okładka jest odstraszająca :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo, bardzo chcę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No to i ja się skuszę, skoro takie dobre oceny ;) Zapraszam do mojego bloga http://domowe-opinie.pl/

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Każdy, nawet najmniejszy na pozór ślad Twojej działalności na tym blogu znaczy dla mnie bardzo wiele - jest motywacją do dalszej pracy i działania, a czasami także do zmian i poprawy, więc dziękuję Ci za tę chwilę uwagi :)