sobota, 19 grudnia 2015

W rytmie "Last Christmas" i stadka reniferów

źródło
Cześć wszystkim!

Na początku chciałabym przeprosić. Bardzo, bardzo przeprosić. Za wszystko - za to, że na blogu tak naprawdę prawie wcale mnie nie ma. Za to, że podobnie mało jest mnie w blogosferze i na Waszych blogach. Znaczy być - jestem, ale nie komentuję. Czytam pilnie posty, śledzę nowości i nowinki, ale jakoś brak mi sił do mobilizacji, do wykrzesania z siebie jakiś emocji związanych z wpisem. Mam nadzieję, że to rozumiecie. Po prostu przechodzę teraz taki mały kryzys blogowo - czytelniczy i ciężko mi się na czymkolwiek skupić. Do niedawna mogłam się jeszcze usprawiedliwiać nauką, ale to wymówka stara jak świat i stwierdziłam, że od dzisiaj nie będę jej już używać. Bo w końcu wszystko można, jak się ma chęci, prawda?

~ ~ ~
Dzisiaj jednak będzie o czymś innym. Pierwotnie znowu miała być recenzja, ale stwierdziłam, że dość tej monotonii. I stwierdziłam, że czas trochę poszerzyć tematykę Fantasy World. Nie chcę, żeby ten blog kojarzył się Wam jedynie z kolejnymi, podobnymi sobie recenzjami. Chcę, żeby to było miejsce, w którym będziecie mogli się czymś zainspirować, poczytać o czymś, co sądzę na dany temat. Dlatego wprowadzam mały update i tak oto, co jakiś czas będę publikowała notki o tematyce stricte refleksyjnej. Oby Wam się spodobały - dzisiaj więc proponuję Wam jedną z tych małych refleksji. Refleksję na temat tysiąca migających światełek, wspinających się po wszystkich możliwych budynkach naokoło Mikołajach, oraz miliardach kolorowych, błyszczących, mrugających pierdółek, które możemy znaleźć aktualnie w sklepach. Czyli o świętach, w wydaniu mocno przerysowanym.

Jestem niewątpliwie jedną z osób, które uwielbiają ostatni miesiąc roku. Nie tylko z powodu świąt. Grudzień, mimo tego że oznacza ciężką pracę na koniec semestru, to dla mnie też czas refleksji - nad minionym rokiem, nad tym co się złego, a co dobrego wydarzyło. To także słuchanie świątecznych piosenek, rozmowy związane z zakończeniem roku, plany, marzenia, postanowienia... I szał świątecznych zakupów. Nie da się go uniknąć - po prostu. I wiecie co? Do tej pory nawet go lubiłam. Owszem, to, że za każdym rogiem czyhało stadko reniferów i mikołaj w saniach w formie figurki/czekoladki czy czegoś tam jeszcze potrafił denerwować, ale jakoś magia świąt udzielała mi się dzięki temu wszystkiemu jeszcze bardziej i zapewne zabrzmi do bardzo dziecinnie, ale tak samo jak mnie denerwowały, tak samo cieszył mnie widok tych głupotek. Bo jednak święta są w roku tylko raz. I ten raz można się nimi nacieszyć.

W tym roku także nie mogłam doczekać się świąt i całej tej otoczki z tym związanej. Chciałam śniegu (który notabene, przynajmniej u mnie, nie ma planów się pojawić póki co), małego szału zakupów, gadania z przyjaciółmi o tegorocznych świętach, lepienia bałwana i jazdy na sankach (obecnie - trochę niewykonalnych). Kiedy jednak przyszedł grudzień, a sezon na prezenty i szał świąteczny oficjalnie się rozpoczął, stwierdziłam, że coś się we mnie zmieniło. Jednak w pełni uświadomiłam sobie tą zmianę dopiero dzisiaj, kiedy wróciłam z centrum handlowego i... dosłownie zemdliło mnie na widok radosnych, małych Mikołajów czekających na mnie w domu.

Zacznijmy od tego, że wchodząc do centrum handlowego, które do tej pory, mimo swej popularności, nie było nigdy aż tak zatłoczone, zostałam zaatakowana przez tłum świętych Mikołajów, elfów i biegających za nimi radośnie dzieci. Przeciskając się przez to całe, całkiem nawet jeszcze urocze stadko, próbowałam jak najszybciej namierzyć potrzebne sklepy, w których robiłam świąteczne zakupy. Możecie mi wierzyć bądź nie, ale na samym staniu w kolejkach straciłam koło godziny. Kompletnie wykończona i trochę zła, zatrzymałam się, żeby coś zjeść. I czekała mnie kolejna niespodzianka. Okazuje się, że nawet jeść się nie da, jeśli nie w spokoju, to chociaż bez względnego hałasu nad uchem, bo oto chyba wszystkie Mikołaje z okolicy postanowiły zebrać się razem i to tuż obok restauracji, w której akurat przebywałam i rozpocząć istny koncert. I nawet to dałam radę jeszcze jakoś ścierpieć (chociaż uwierzcie -  z trudem!), ale kiedy po ponownym ruszeniu na zakupy, zostałam ponownie zaatakowana, tyle że tym razem przez całe stado pań z ulotkami świątecznymi, coś we mnie pękło. 
~ ~ ~
Zdaję sobie sprawę, że pewnie trochę narzekam, a moja opinia wynika z tego, że samej trudno jest mi poczuć święta, ale tak jak kocham ten przedświąteczny okres, tak w tym roku stał się on dla mnie zbyt... przerysowany. Nie wiem, skąd u mnie to pesymistyczne nastawienie, ale jakoś coraz trudniej mi zdzierżyć te wszystkie reklamy, mikołaje i inne, gdy patrzę za okno i czuję się, jakby w tym roku zdublował się październik, a grudnia w ogóle nie było. Poza tym, jakoś tak wyszło, że roboty, nie tylko tej domowej i przedświątecznej, ale przede wszystkim szkolnej było co niemiara i grudzień tak przeleciał mi przez palce, że nawet nie zauważyłam, a tutaj już za moment Wigilia. Dlatego, mimo iż cieszę się na chwilę odpoczynku od codziennych zmartwień w te święta, mimo iż nie mogę się doczekać rodzinnego spotkania, to Last Christmas jeszcze nigdy nie wydawało mi się tak nie na miejscu.


Gdzieś tam jednak tli się we mnie nadzieja, że magia tych trzech, normalnie najpiękniejszych dni w roku, zadziała i tym razem :) 

A co Wy o tym sądzicie? Czujecie święta, czy podobnie jak ja, wciąż nie potraficie zrozumieć, jakim cudem już za chwilę Wigilia?

4 komentarze:

  1. Blog niestety i u mnie troszkę ucierpiał, znalezienie wolnej chwili graniczy z cudem, ale jestem pełna mobilizacji i staram się nadrobić zaległości :D. Świąt w tym roku nie czuje... jak dla mnie reklamy pojawiające się już w listopadzie jakby zniszczyły ten nastrój. Jakby nie patrzeć człowiek się przyzwyczaił, że od dwóch miesięcy wszędzie mowa o świętach. Uwielbiam święta, nie tylko ze względu na wolną chwilę i odpoczynek, ale również i za czas poświęcony rodzinie.

    lublins.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, najważniejsze to mieć cel i do niego dążyć, ja sama sobie to zawsze powtarzam :) ja już przyzwyczaiłam się do listopadowych reklam świątecznych i tym samym coraz bardziej dziwi mnie moje rozdrażnienie w kwestii tegorocznych świąt :(

      Usuń
  2. Dla mnie święta (nie chodzi mi tu o religię) są jakąś porażką. Wszystko jest przereklamowane, przerysowane i nudne. Tak, nudne, bo co roku oglądamy i słuchamy tych samych rzeczy. Wydaje mi się, że to wszytsko kręci się wokół sklepów, prezentów, ozdób, jedzenia i tego szału z przygotowaniami. Święta się jeszcze nie zaczęły, a ja miałam ich dość już w połowie listopada! Jak można zaczynać przygotowania do świąt w połowie października? Tragedia. To co widać na reklamach, czy w filmach od dawna wiem, że jest tylko ułudą. O atmosferze możemy spokojnie zapomnieć i stać w kilometrowej kolejce po karpia. Przykro mi, ale dla mnie święta już raz na zawsze straciły swój urok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... normalnie pewnie bym zaprzeczyła, powiedziała, że nawet te reklamy mają w sobie jakiś tam urok, ale w tym roku coś mnie skłania, aby niechętnie, ale jednak przyznać Ci trochę racji. Atmosfery nie ma prawie w ogóle, a wszyscy jakby uparli się, by na siłę pokazać, że jednak jest :( no cóż, mimo wszystko chwila wolnego przyda się jednak każdemu :D

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Każdy, nawet najmniejszy na pozór ślad Twojej działalności na tym blogu znaczy dla mnie bardzo wiele - jest motywacją do dalszej pracy i działania, a czasami także do zmian i poprawy, więc dziękuję Ci za tę chwilę uwagi :)